Nigdy nie pałałam szczególną sympatią do mojej bratowej. Brat jednak się zakochał, ożenił, zaakceptowałam to. To jego życie, mnie nic do tego, z kim je sobie ułożył. Z bratową praktycznie nie mam wspólnych tematów, widujemy się sporadycznie. To, co wtedy widzę, nie napawa mnie jednak optymizmem. Powiem wprost. Moim zdaniem ona jest bardzo kiepską matką.
Zobacz także: „Boję się mojego sąsiada”
Ona i brat mają dwóch synów, 5 i 7 lat. Jasiek i Antek są rozpieszczeni do granic możliwości. Dosłownie robią, co chcą. Jak przyjeżdżają w odwiedziny do dziadków, czyli moich rodziców, to biegają po mieszkaniu i krzyczą. Ona ich nie ucisza. Tylko brat czasem im zwróci uwagę, żeby byli grzeczni. Dopraszają się pieniędzy od babci i dziadka. Mówią: „Babcia, daj na chipsy”. Jak tak można? Bratowa tylko się z tego śmieje i komentuje z dumą, że jej synowie są tak sprytni, że na pewno poradzą sobie w życiu.
Nie podoba mi się też, jak ich karmi. Jedzą słodycze na okrągło, przez cały dzień. Nie mają żadnych limitów. To nieważne, że potem nie zjedzą obiadu. Mają zapchane brzuchy cukierkami, batonami, chipsami, colą. Sam cukier. Nie są nauczeni jedzenia warzyw i owoców.
Dlaczego nie dopatruję się w tym winy brata?? Bo on pracuje dniami i nocami, często wyjeżdża służbowo nawet na kilka dni. To bratowa zajmuje się domem i wychowuje dzieci. Nie wychodzi jej to jednak jak widać najlepiej. Trudno się na to patrzy.
Nina