Bardzo cieszyłam się na myśl o długim weekendzie. Chyba jak każdy. Zaplanowaliśmy z chłopakiem wspólny wyjazd w góry z jeszcze jedną parą znajomych. Wcześniej nie mieliśmy okazji nigdzie razem wyjechać, bo spotykamy się dopiero od połowy kwietnia.
Początkowo wyjazd zapowiadał się fajnie. W samochodzie było wesoło, a po przyjeździe na miejsce okazało się, że nasz domek wygląda super. Pierwszego wieczoru długo siedzieliśmy wszyscy przy kominku i piliśmy wino. Ustaliliśmy jednak, że następnego dnia wstajemy skoro świt i idziemy w góry. Każdy wstał rano zgodnie z obietnicą, poza moim chłopakiem. On oczywiście stwierdził, że jest śpiący i że chce odpocząć. Według niego długi weekend nie jest po to, żeby się męczyć. To mnie wkurzyło. Ile razy ma się okazję, żeby chodzić po górach, kiedy na co dzień mieszka się w Warszawie? Mimo to zostałam z nim solidarnie w domku, a znajomi poszli na szlak. My wyszliśmy w góry dopiero po 13:00, jak Tomek wreszcie się wyspał.
Zobacz także: Moja mama miała 17 lat, kiedy mnie urodziła. Strasznie się tego wstydzę
Na szlaku co chwilę oczywiście narzekał. Za gorąco, za bardzo wieje, za ciężki plecak, za dużo kamieni i ciężko się wspinać. Ja w ogóle się nie skarżyłam, choć też doskwierał mi upał i też bolały mnie nogi. Czara goryczy przelała się jednak, gdy w pewnym momencie wyciągnął z plecaka piwo i stwierdził, że już mu się nigdzie nie chce iść. Nie chciałam, żebyśmy się rozdzielali w górach, bo to byłby najgorszy możliwy pomysł, więc zostałam razem z nim. Nie muszę chyba dodawać, że nie dotarliśmy na szczyt.
Jak wróciliśmy do domu, po kilku godzinach dotarli także nasi znajomi. Zazdrościłam im, że mieli fajną wyprawę. Pokazywali zdjęcia i filmy z gór. Śmiali się z nas, że my zawróciliśmy w połowie drogi przez kaca Tomka.
Następnego dnia oczywiście sytuacja się powtórzyła. On był zaspany, nie chciał wcześnie wstawać. Stwierdziłam więc, że idę na wyprawę bez niego. Wszystko było super, dopóki nie wróciliśmy do domu. Tomek był obrażony, że poszłam ze znajomymi, zamiast dotrzymać mu towarzystwa w domku. Pokłóciliśmy się i doszło do rozstania. Ostatniej nocy spaliśmy w osobnych pokojach, a powrót samochodem upłynął w niezręcznej atmosferze.
Tak więc w ten sposób upłynął mi długi weekend i upragniony wyjazd z ukochaną osobą… Nie mogło być gorzej. Jest mi ciężko po tym, co się wydarzyło, ale tłumaczę to sobie tak, że lepiej rozejść się od razu niż tkwić w długim związku z człowiekiem, który jest tak różny od nas.
Gosia