Mojego męża poznałam tuż po studiach. To była wielka miłość, dla której zostawiłam swojego poprzedniego, wieloletniego partnera. Z Szymonem poczułam mocną więź praktycznie od samego początku, a decyzja o ślubie zapadła bardzo szybko.
Z powiększaniem rodziny wstrzymywaliśmy się przez dłuższy czas. Chcieliśmy nacieszyć się sobą, pojeździć po świecie, zaoszczędzić trochę pieniędzy. Kiedy oboje dojrzeliśmy do zostania rodzicami, zaszłam w pierwszą ciążę.
Po narodzinach córki niestety okazało się, że mąż jest kiepskim ojcem. Wymigiwał się dosłownie od każdej czynności. Nie chciał w nocy do niej wstawać, bo twierdził, że i tak ja ją karmię. Zgoda, ale przecież mógł mi Anię przynosić do łóżka… Przewijanie było dla niego wstrętne, a kąpanie napawało go strachem, że ją upuści. W rezultacie naszym dzieckiem zajmowałam się tylko ja, również w weekendy, kiedy on nie pracował, a ja marzyłam o tym, żeby mieć choć kwadrans tylko dla siebie.
Mieliśmy przez to wiele kłótni, on obiecywał, że się poprawi i będzie mi pomagał. Wtedy okazało się, że jestem w drugiej ciąży…
Sytuacja znowu się powtarza. Ja zajmuję się niemowlęciem i Anią, a mąż całymi dniami wymiguje się od swoich ojcowskich obowiązków. Nie czyta Ani na dobranoc, bo jest zmęczony. Nie nosi Leosia na rękach, bo bolą go plecy. I tak w kółko…
Żalę się tutaj tylko dlatego, że nie mam komu się wygadać. Czuję się jak samotna matka, choć mam męża. Jakiekolwiek rozmowy z nim nie przynoszą efektu, a ja jestem już na skraju wyczerpania.
Kasia
Zobacz także: Wstydzę się tego, gdzie pracuje mój chłopak