Przez kilka lat tkwiłam w związku, który był po prostu beznadziejny. Byliśmy w tym samym wieku, mieliśmy tak samo mało kasy, ciągle tylko szukaliśmy okazji, żeby się gdzieś rozerwać za darmo, bo nic innego nie mógł mi zaoferować. Uczył się, więc nie pracował, ja w tej samej sytuacji, więc ogólnie bieda.
To nie było to, czego oczekiwałam. Lubię się dobrze bawić, chciałabym, żeby woził mnie czymś lepszym, niż starym Golfem i w ogóle, żeby było jakoś bardziej z klasą. Na to nie mogłam liczyć. Moje koleżanki poznawały nadzianych przystojniaków i na nic nie musiały narzekać. Myślałam, że to głupie, ale po rozstaniu przekonałam się, że to bardzo dobry układ. Inni mnie wyśmiewają, ale to z zazdrości.
Zobacz także: On myśli, że jesteśmy razem, bo ze sobą spaliśmy…
Aktualnie jestem z moim ukochanym, który jest przeciwieństwem byłego. Starszy o 8 lat, pracuje, dobrze zarabia, ma porządny samochód i ogólnie o mnie dba. Przy nim nigdy nie mogę się nudzić. Wreszcie przestałam się czuć jak jakaś biedaczka. On daje mi poczucie bezpieczeństwa i chyba nie ma w tym nic złego? Ale inni widzą to oczywiście inaczej. Usłyszałam nawet, że jestem blacharą.
Rozniosło się, że to nie jest mój chłopak, ale sponsor. Jesteśmy w układzie, że ja z nim sypiam, a on mnie utrzymuje. Przecież ja się nie sprzedaję! Mam nie wsiadać do jego limuzyny i tłuc się autobusem? Mam odmawiać, kiedy daje mi prezenty? Ale dlaczego? Bo inni mają z tym jakiś problem i kompleksy?
Strasznie nie lubię tej ludzkiej zawiści. Staram się nie zwracać uwagi na to, co inni gadają, ale wiadomo, że czasami jest mi przykro.
Aga