Pierwszy raz spotykam się z czymś takim w miejscu pracy. Ostatnie losowanie miałam chyba w podstawówce, ale dobrze to wspominałam, więc chętnie dołączyłam i teraz. Plan był prosty: każdy współpracownik ma coś dostać i nie wiedzieć, kto za tym stoi.
Zobacz również: Moja rodzina liczy na drogie prezenty. Nie wiem, skąd na to brać
Oczywiście wszystko posypało się już na samym początku. Dziewczyny zaczęły się wymieniać, bo jedna chciała kupić drugiej, a nie innej. Przypadkiem dowiedziałam się, kto wylosował mnie, jednak byłam dobrej myśli.
Budżet wynosił 100 zł na osobę, więc wypadałoby się tego trzymać.
Chociaż nie jestem materialistką, to jednak czuję się rozczarowana. Nie tyle prezentem, bo na niczym konkretnym mi nie zależało, ale tym, jak zostałam potraktowana. Ja długo szukałam dla koleżanki czegoś fajnego i wydałam nawet trochę więcej, a ktoś inny dał mi byle co.
Zobacz również: 12 pomysłów na prezent dla osób, które słabo znamy
Rozumiem, że różnie w życiu się układa, ale w naszej firmie nie zarabia się najniższej krajowej. A jak ktoś ma problem z zasadami, wtedy nie powinien się w ogóle w to bawić. Myślę, że moja mina w czasie służbowej Wigilii zdradziła wszystko.
W paczce znalazłam... mocno wytartą książkę. Nie wiem czy oddała mi swoją, bo równie dobrze może pochodzić z kosza w supermarkecie. Do tego zwykła herbata w torebkach i czekoladopodobny Mikołaj.
Dlaczego ludzie robią coś takiego? Wszystkim zrobiło się niezręcznie i świąteczna atmosfera od razu siadła.
Klaudia
Zobacz również: Mam tylko 200 zł na prezenty świąteczne dla całej rodziny. Spalę się ze wstydu