Nigdy nie braliśmy takiego scenariusza pod uwagę. Żona miała urodzić dziecko, zostać z nim maksymalnie przez rok i wrócić do pracy. Wyznaczony wcześniej termin nieuchronnie się zbliża, a ona zmieniła zdanie.
Zobacz również: LIST: „Mój chłopak dzieli wydatki dokładnie po połowie. Codziennie się ze mną rozlicza”
Coraz częściej wspomina o tym, że w domu czuje się najlepiej. Chce poświęcić więcej czasu rodzinie, a oddanie syna do żłobka byłoby wręcz nieludzkie. Podobno czuje się wypalona, a kariera przestała ją interesować.
Na urlopie wychowawczym rzeczywiście odżyła, ale z czegoś trzeba żyć.
Chciałbym zapewnić byt całej rodzinie, jednak aktualne zarobki na to nie pozwalają. Gdyby nie pensja żony, wtedy na pewno nie kupilibyśmy mieszkania. Nawet na jedzenie i rachunki mogłoby wreszcie zabraknąć.
Zobacz również: LIST: „Jesteśmy razem od 3 lat, a ja nie mam dostępu do jego konta. Trochę to dziwne”
Zastanawiam się, w jakim ona świecie żyje. Przecież doskonale zna naszą sytuację finansową - zarobki, wydatki, kwotę kredytu do spłacenia. Bez jej wkładu finansowego to się po prostu zawali i zostaniemy zupełnie z niczym.
Mówię jej to, a ona robi smutną minę i mówi: coś wykombinujesz. Ale co? Nie dostanę nagle pensji wyższej o 100 procent, a właśnie tyle potrzebujemy. Doszło wręcz do sytuacji, że czuję się kiepsko jako facet.
Między słowami daje mi do zrozumienia, że powinienem dać radę sam. Nie wiem, może rzeczywiście zawiodłem...
Krzysztof
Zobacz również: LIST: „Chłopak nie chce mi powiedzieć, ile zarabia. Robi z tego straszną tajemnicę”