Zawsze imponowało mi w nim to, że jest taki normalny. Porządny facet z głową na karku. Może nie śpi na pieniądzach, ale zawsze jakoś sobie radził. Myślałam, że ta skromność nas połączy, bo mam podobne podejście do życia.
Zobacz również: 9 oznak, że Twój facet jest niestabilny finansowo
Kilka miesięcy temu zamieszkaliśmy razem i już nie uważam go za oszczędnego człowieka. Zdecydowanie bliżej mu do sknery. Chociaż wspólnie płacimy rachunki, to on chce je maksymalnie obniżyć.
Do tego stopnia, że nawet zagląda mi do talerza.
Coraz bardziej absurdalnie to wygląda. Pierwszy lepszy przykład - zrobiło się chłodno, ale on zakręca kaloryfery, bo nie chce mieć później niedopłaty w czynszu. Ma też pretensje, kiedy za długo biorę prysznic.
Zobacz również: Czy powinnam znać saldo konta mojego chłopaka? Od 2 lat milczy jak grób
Mało? Ostatnio przeszedł samego siebie i próbował wpędzić mnie w poczucie winy, bo wzięłam sobie na kolację kilka rzeczy z lodówki, a mogłam najeść się jedną. Zobaczył otwarte opakowania i zrobił mi wykład.
Świetnie, że nie jest rozrzutny, ale to zakrawa o absurd. Cały czas zarzuca mi, że to ja nie znam umiaru, a w efekcie on na tym traci. I jak tu być z kimś takim? Gdybym go nie kochała za inne rzeczy, to już dawno bym się poddała.
Zachowuje się w taki sposób, jak gdyby brakowało mu do pierwszego. A tak źle na pewno nie jest.
Ewa
Zobacz również: LIST: „Chłopak nie chce mi powiedzieć, ile zarabia. Robi z tego straszną tajemnicę”