Od 4 miesięcy mieszkam z moim chłopakiem. Decyzję podjęliśmy kilka tygodni po wybuchu pandemii, żeby być bliżej siebie. Uważam, że wyszło bardzo dobrze, bo ogólnie dogadujemy się nie najgorzej, choć jest jedna kwestia, która bardzo nas różni. Chodzi o to, że mój chłopak chciałby, żebym dla nas gotowała. Oczekuje, że codziennie będzie zrobiony obiad, czasem w weekendy wspomina też, że mogłabym upiec jakieś domowe ciasto.
Zobacz także: Mam żal do chłopaka, że nie oznaczył mnie na FB jako swoją dziewczynę...
Nie mam nic przeciwko temu, żeby od czasu do czasu coś ugotować, ale przecież on też ma dwie sprawne ręce i moglibyśmy się tym obowiązkiem dzielić po równo. Nie rozumiem, czemu on wychodzi z założenia, że w domu gotowaniem zajmuje się kobieta. Może tak było w jego domu rodzinnym, może tak wychowała i przyzwyczaiła go mama, ale ja nie dam się zamknąć w kuchni. Umiem gotować, ale nie sprawia mi to przyjemności. On też potrafi ugotować kilka rzeczy, ale udaje, że nie ma w tej kwestii żadnych umiejętności.
Irytuje mnie, kiedy on zaczyna mówić, że nie ożeni się ze mną, dopóki nie zacznę być lepszą gospodynią. Niby żartuje, ale chyba nie do końca. Wkurza mnie też, jak opowiada o partnerkach swoich kumpli, które podobno świetnie gotują. Jego zdaniem to jest sexy. Chce w ten sposób wzbudzić moją zazdrość albo poczucie winy, że mnie gotowanie tak nie kręci.
Od 4 miesięcy toczymy o to bój. Kiedy on wreszcie przestanie nalegać, żebym gotowała dla niego codziennie?
Magda