Nie myślcie sobie, że jestem perfekcyjną panią domu, która chodzi po domach i przy pomocy białej rękawiczki sprawdza czystość. Sama mam wiele na sumieniu (od tygodni zbieram się do umycia okien), ale jest różnica między nieporządkiem a syfem.
Zobacz również: Czy zbyt rzadko sprzątam mieszkanie?
Trudno inaczej nazwać to, co dzieje się w mieszkaniu mojej najbliższej przyjaciółki. Człowiek mógłby tam wylać wiadro nieczystości, a i tak trudno byłoby zauważyć różnicę. Wszystko jest czarne i klejące, więc strach wejść.
Z tego powodu przestałam ją odwiedzać.
Oczywiście nadal utrzymujemy kontakt, bo to jest moja bratnia dusza, ale tylko u mnie lub spotykamy się na mieście. Normalnie cofa mi się na samą myśl, że miałabym teraz do niej pójść. Są jakieś granice.
Zobacz również: Cała rodzina komentuje bałagan w moim domu. To nie ich sprawa
Powiedziałam jej szczerze, że chyba nie panuje nad sytuacją i powinna się ogarnąć. Ona zawsze tłumaczy się brakiem czasu. Ok, dużo pracuje i jeszcze pomaga schorowanej mamie, ale to nie jest wytłumaczenie.
Zawsze pełny zlew garów, klejąca się podłoga, firanki brązowe. Mogłaby to ogarnąć w wolnej chwili. Chyba po prostu jej się nie chce. Szkoda, bo to coraz bardziej rzutuje na nasze relacje. Brak faceta chyba też o czymś świadczy.
Rozumiem lenistwo, ale jak można żyć w takich warunkach?
Małgorzata
Zobacz również: Moja bratowa strasznie zapuściła mieszkanie. Czy mogę jej to wytknąć?