Emocjonalnie nie jestem w najlepszym stanie i zdawałam sobie z tego sprawę. Myślałam jednak, że mam w sobie odrobinę więcej siły i dystansu. Ostatnio poszłam do urzędu i rozpłakałam się przy jakiejś obcej kobiecie.
Zobacz również: Właścicielki tych imion wcale nie potrzebują męża. Niezależność im służy
Ona zupełnie nie wiedziała, co ma ze mną zrobić. A ja spaliłam się ze wstydu. Wiecie o co poszło? Musiałam złożyć pewien dokument i padło pytanie o mój stan cywilny. Po chwili wahania odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że panna.
I się zaczęło...
Od razu łzy w oczach, drżący głos, ręce mi latały, burak na twarzy i już jest po mnie. Zupełnie straciłam nad sobą panowanie i to nie był pierwszy raz. Wcześniej zareagowałam podobnie, gdy ktoś inny zapytał mnie o męża.
Zobacz również: LIST: „W Polsce trudno być bezdzietną singielką. Nikt się z nami nie liczy”
Jako kobieta po trzydziestce powinnam mieć już dawno poukładane życie. Zamiast tego jestem sfrustrowaną singielką. Zakompleksioną i nie radzącą sobie z własnymi demonami. Bardziej niż samotność dobija mnie przyznawanie się do niej.
Czasami myślę sobie, że nie powinnam uganiać się za facetami, ale najpierw pójść do psychologa. Ale co on mi powie? Żebym się otworzyła. Problem polega na tym, że nie jestem wcale zamknięta. Po prostu mam pecha.
Prędko nie wrócę do tego urzędu. Musieli mieć ze mnie niezły ubaw.
Sylwia
Zobacz również: „Dlaczego wciąż jesteś singielką?”. 5 ripost, dzięki którym już nigdy nie usłyszysz tego wścibskiego pytania