Wiem, że temat prezentów komunijnych wywołuje skrajne emocje, ale ostatnio dotyczy mnie bezpośrednio. Pomimo oczywistej sytuacji moja córka w niedzielę przystąpiła do sakramentu. Nie było tak tłoczno i odświętnie, jak zawsze, ale cała reszta odbyła się tradycyjnie.
Zobacz również: Ile Polacy wkładają do koperty na komunię? Znamy obowiązujące stawki
Nie miałam siły, ani możliwości, żeby zaprosić wszystkich do domu, więc wynajęłam salę w restauracji. Goście dopisali i okazali się też bardzo hojni, na co wcale nie liczyłam. Wolałabym, żeby przynieśli prezenty rzeczowe, a nie gotówkę.
Sama dostałam rower i laptopa, a teraz są widocznie inne obyczaje.
Córka koniecznie chciała liczyć pieniądze przy stole, ale jej na to nie pozwoliłam. Schowałam wszystko, żeby wrócić do tematu później. Zdziwienie było spore, bo chodzi w sumie o ponad 5 tysięcy złotych.
Zobacz również: LIST: „Dałam chrześniakowi 200 zł na komunię. Teraz jego rodzice się mszczą”
Potężna kwota dla 9-latki, ale dla mnie też. Postanowiłam nie mówić jej dokładnie, ile zebrała, bo inaczej zaczęłoby ją nosić. Chciałaby wszystko wydać na głupoty. W sumie to uważam, że te pieniądze i tak nie należą do końca do niej.
Nad małoletnimi opiekę sprawują rodzice i to do nich powinno należeć ostatnie słowo. Kupię jej za to kilka rzeczy, których naprawdę potrzebuje, ale resztę zabiorę do rodzinnego budżetu. Organizacja tej imprezy tania nie była.
Zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy pozwalają maluchom bez skrępowania dysponować takim majątkiem. Moim zdaniem to bardzo niewychowawcze i wręcz szkodliwe.
Anita
Zobacz również: Nazywają mnie dwulicową. Jestem niewierząca, a posyłam dziecko do komunii