Myślałam, że w tym roku wakacje mamy z głowy, ale powoli wszystko się otwiera. Jak zwykle staję przed dylematem - morze, góry czy jednak jeziora? Zupełnie inaczej, niż moi znajomi. Oni zastanawiają się nad tym, który kraj wybrać.
Zobacz również: LIST: „Moi znajomi mają po 30 lat i nigdy nie byli za granicą. To jest kalectwo”
Chorwacja, Grecja, Cypr a może jednak Tajlandia? Jakoś mnie to nigdy nie fascynowało, bo uważam, że w kraju najlepiej. Zagraniczne wyjazdy to zawsze spore ryzyko i niektórzy zdążyli się o tym boleśnie przekonać.
Ciągle słyszę o jakichś problemach, dlatego konsekwentnie zostaję w Polsce.
Niektórym odwołali loty z powodu pandemii, a pieniądze oddadzą za ponad pół roku. Innym zdarzało się gubić walizki i dostawali jakieś śmieszne odszkodowanie. Czasami nie da się dogadać z obsługą hotelu. Szkoda nerwów.
Zobacz również: LIST: „Położyłam ręcznik na hotelowym leżaku, a ktoś i tak go zajął. Ludzie są podli”
Wybierając wczasy w kraju mam pewność, że nie dojdzie do takich sytuacji. Wsiadam w auto i jestem na miejscu - bez koczowania na lotnisku i opóźnień. Bagaż też mam przy sobie. A na miejscu wita mnie ktoś, kto mówi tym samym językiem.
Co takiego ma Malta czy Hiszpania, czego nie ma u nas? Pogoda wcale nie jest taka pewna, wszystko droższe i strasznie daleko. Wiele razy namawiano mnie, żeby wykupić sobie wczasy all inclusive w tropikach, ale ja wiem jedno - nigdy tego nie zrobię.
Lubię być u siebie, a świat można poznać w inny sposób. Czasami mam jednak wrażenie, że tylko ja nie uległam tej zagranicznej histerii.
Angelika
Zobacz również: LIST: „Nie mogłam się dogadać w hotelu za granicą. Nikt nie mówił po polsku”