Wolałabym, żeby to wszystko było prostsze. Moje koleżanki wychodzą za facetów, z którymi rozumieją się bez słów i chcą dokładnie tego samego. My dogadujemy się całkiem nieźle i co najważniejsze - jest między nami prawdziwa miłość.
Zobacz również: „Na moim osiedlu jest więcej buldogów francuskich niż dzieci. Same jałowe związki”
Istnieje jednak kwestia, w której nie potrafimy dojść do porozumienia. Chodzi o powiększenie rodziny, którą za rok oficjalnie założymy. Termin ślubu ustalony, ale potomstwo wciąż jest tematem negocjacji. On swoje, a ja swoje.
Mnie wystarczyłoby chociaż jedno. Dla niego to o jedno za dużo.
Od początku wiedziałam, jaki ma stosunek do tej sprawy, ale naiwnie wierzyłam, że zmieni zdanie. Jeśli nie z własnej woli, to przynajmniej ze względu na mnie. Zrozumie, że z dzieckiem nasze życie będzie ciekawsze.
Zobacz również: LIST: „Cała rodzina czeka na pierwsze dziecko mojej siostry. 3 lata po ślubie i nic”
Zazwyczaj sytuacja wygląda na odwrót, bo to faceci chcą się rozmnażać, a coraz więcej kobiet stawia na niezależność. U nas jest inaczej i cały czas szukam sposobu, jak to zmienić. Mam spędzić resztę życia z człowiekiem, który ma jednak inne potrzeby.
Gdyby nie to, wtedy mogłabym powiedzieć, że nasz związek to sielanka. Strach pomyśleć, co się stanie, jeśli "przypadkiem" zajdę w ciążę. Zawsze mogę zapomnieć o pigułkach albo łykać placebo... Widzicie, nawet takie myśli przychodzą mi do głowy.
Chcę z nim być. I chcę, żeby zmienił zdanie. Ale jak to zrobić?
Aneta
Zobacz również: Siostra twierdzi, że nie stać jej na dziecko. Według mnie to tylko wymówka