Przyznam uczciwie, że zupełnie nie rozumiem zaleceń rządu. Kiedy sytuacja była naprawdę niegroźna, wtedy wytoczono najcięższe działa. Wszystko pozamykano, łącznie z tymi nieszczęsnymi lasami. Teraz, gdy chorych przybywa, nagle wprowadza się wolną amerykankę.
Zobacz również: Od 30 maja noszenie maseczek NIE BĘDZIE OBOWIĄZKOWE!
Nie chcę być czarnowidzem, ale za 2-3 tygodnie powinniśmy się spodziewać prawdziwego szczytu zachorowań. Ludzie ściągną maseczki, zaczną się tłoczyć w kościołach, do tego jeszcze wesela i pełne knajpy. Według mnie to przepis na katastrofę.
Czy dobrze się czuję z płachtą na połowie twarzy? Nie, chętnie bym odetchnęła pełną piersią. Ale jestem odpowiedzialna.
Nie zamierzam rezygnować z zasłaniania ust i nosa, nawet jeśli będzie to nagle legalne. Sytuacja jest tak absurdalna, że każdy powinien zdawać sobie z tego sprawę. Bo niby dlaczego w piątek muszę mieć maskę, a w sobotę już nie?
Zobacz również: LIST: „Poszłam do fryzjera po wprowadzeniu nowych zasad. Prędko tam nie wrócę”
Pamiętam pierwsze przypadki i pustki na ulicach. Teraz wszystko nam spowszedniało. Codziennie kilkuset nowych chorych i kolejne zgony, ale Polacy wiedzą swoje. Skoro do tej pory się nie zakazili, to nic ich nie ruszy.
Oby tak było, ale nie jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że rodacy okażą się bardziej odpowiedzialni od niektórych polityków. Według mnie to nie jest czas na luzowanie obostrzeń i tak samo twierdzą eksperci, którym ufam.
Pomęczę się jeszcze trochę w maseczce i wszystkich zachęcam do tego samego. Nie bądźcie samolubni.
Gosia
Zobacz również: Kiedy rząd zniesie wszystkie ograniczenia? Niepokojące słowa Jackowskiego