Niektórym jest dobrze tak, jak jest, ale ja chciałabym mierzyć trochę wyżej. Uważam, że moje oczekiwania są ambitne, a jednocześnie realne. Żyjemy w środku Europy, więc pensja w okolicach tysiąca euro nie powinna nikogo szokować.
Zobacz również: Praca po koronawirusie. 13 zawodów, którym bezrobocie na pewno nie grozi
Tym bardziej w mojej sytuacji, bo przez lata nauki naprawdę nie próżnowałam. Mam magisterkę, przez kilka miesięcy byłam na stażu w porządnej firmie, znam świetnie język angielski i tak dalej. Nie chwalę się, po prostu streszczam sytuację.
Nie jestem pierwszą lepszą z łapanki i uważam, że zasługuję na godną płacę.
W tej chwili nie robię tego, co lubię, dlatego szukam nowego zajęcia. Zgodnego z kierunkiem wykształcenia i pozwalającego się utrzymać na zadowalającym poziomie. Cały czas też się doszkalam, żeby mieć co zaoferować.
Zobacz również: 10 zawodów, w których zrobisz furorę bez magisterki
Efekt? Albo chcą mnie zatrudnić za 2500 zł na rękę, albo pytają o wymarzoną stawkę i nie odzywają się, gdy konkretnie im powiem. A oczekuję 4000 zł na start, bo takie są dziś realia. Nie zamierzam żyć po to, żeby pracować, ale na odwrót.
Jestem załamana brakiem reakcji. Najpierw słyszę, że jestem idealną kandydatką, a później głucha cisza. Wykształcona osoba z wieloma zaletami musi się prosić o to, co jej się po prostu należy.
2500 zł to prawie minimum i chyba wszyscy tyle zarabiają. Gdybym wiedziała, wtedy nie traciłabym czasu na studia oraz kursy, bo przecież na jedno wychodzi. Można się załamać.
Katarzyna
Zobacz również: Najgorzej opłacane zawody. Trzeba być pasjonatem, żeby pracować w tych branżach