Zawsze zwracałam uwagę na słowa. Lubię, gdy rzeczy nazywane są po imieniu i stosownie do okazji. Myślę, że związek dwóch dorosłych osób jest jedną z nich. Wypadałoby się zastanowić, kim dla siebie jesteśmy i nie iść na łatwiznę.
Zobacz również: 5 sygnałów, że Wasz związek wisi na włosku. On szuka tylko pretekstu, żeby odejść
Mojej drugiej połowie jest to raczej obojętne. Mogłabym go nazwać swoim "chłopcem", a na pewno nie miałby nic przeciwko. Może na "konkubenta" zareagowałby inaczej, ale to już ewidentnie paskudne określenie.
Ja trzymam się wersji "partner". Nie pozostawia wątpliwości i brzmi poważnie.
Zupełnie inaczej, niż "dziewczyna", którą on mnie tytułuje. Mamo, tato, poznajcie moją dziewczynę. Dziś nie mogę, bo umówiłem się z dziewczyną. Tak, jestem teraz u dziewczyny. Nie uważacie, że to głupie?
Zobacz również: 10 sygnałów, że nie powinnaś przyjmować jego oświadczyn
Mam 30 lat, on 33 i etap szkolnych miłości mamy już dawno za sobą. Chcę być w związku, zamiast z kimś tylko "chodzić". Być partnerką, drugą połową, przyszłą żoną, a nie jedną z wielu. Pamiętam te czasy i moi koledzy zmieniali dziewczyny częściej, niż skarpetki.
Może dla kogoś to tylko słowa, ale moim zdaniem dużo mówią o nastawieniu. Kiedy tak o mnie mówi, wtedy wcale nie czuję się ważna i kochana. Raczej jak trochę bliższa koleżanka, którą można w każdej chwili zastąpić.
Jesteśmy razem ponad rok i mamy swoje lata, więc chyba może mnie to wkurzać?
Kinga
Zobacz również: 7 zakazanych tekstów. Mężczyzna nie ma prawa mówić ich kobiecie