Maj 2020 roku miał być naprawdę wyjątkowy. To właśnie wtedy miał się odbyć ślub mojej najlepszej przyjaciółki i co najgorsze - faktycznie do tego dojdzie. Wszyscy rezygnują, a ona uparcie trzyma się planu.
Zobacz również: Wesele w czasie epidemii. Panna młoda nie wytrzymała i postawiła gościom ultimatum
Już wiadomo, że z wesela nici, pozostaje tylko uroczystość cywilna i mało kto to zobaczy. Ona stwierdziła jednak, że z powodu jakiegoś wirusa nie ma zamiaru rezygnować. Liczy się przysięga, a nie okoliczności.
Próbuję jej tłumaczyć, że to kiepskie rozwiązanie i kiedyś tego pożałuje.
Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Tyle czasu poświęciła na wybór kreacji, zaprosiła ponad 150 osób, wesele dopracowane w najmniejszym szczególe i nic z tego nie będzie. Mnie nie pozostawiła wyjścia i jako świadkowa muszę pojawić się w urzędzie.
Zobacz również: Ślub w maseczce. Izabela Janachowska znalazła sposób na biznes w czasie pandemii
Nawet nie wiem, czy rodzice młodych zostaną wpuszczeni. Limit jest chyba mniejszy i choćby dlatego należałoby przełożyć uroczystość na inny termin. Dla mnie to szopka. Ślubowanie miłości z maską na twarzy wygląda niepoważnie.
Skoro okoliczności nie pozwalają, to trzeba się z tym pogodzić. Ona nie zamierza i idzie przed siebie jak jakiś taran. Nawet mnie nie zapytała, czy chcę w tym uczestniczyć. Dla niej to było oczywiste, a ja chętnie zostałabym w domu.
Po co taki cyrk? Skoro się kochają, to mogą wytrzymać jeszcze kilka miesięcy.
Marcelina
Zobacz również: „To nie tak miało wyglądać”. Nowożeńcy pokazali zdjęcia ze ślubu w czasie epidemii