Nie mogę sobie przypomnieć, ile to trwało, ale na pewno byłam na kilku lekcjach tak zwanego wychowania do życia w rodzinie. Nauczycielka opowiadała jakieś ogólniki i niczego nie wyniosłam z tych zajęć. Później już tego nie było.
Zobacz również: Nie tylko zakaz aborcji. Do Sejmu ponownie trafił projekt przeciwko edukacji seksualnej
Dziś mam 28 lat i mogę powiedzieć, że nigdy nie miałam profesjonalnej edukacji seksualnej. Ani w szkole, ani tym bardziej w domu. Wszystkiego dowiadywałam się na własną rękę i w swoim czasie. Moim zdaniem to najlepsze rozwiązanie.
Nikt mi nie wmówi, że taka wiedza przed czymkolwiek chroni.
Przecież są kraje, gdzie od wczesnego dzieciństwa opowiada się o współżyciu, antykoncepcji i tym podobnych sprawach, a nastoletnich matek jest tam więcej niż gdziekolwiek. To zazwyczaj przynosi odwrotny skutek.
Zobacz również: Tego uczą na WDŻ: Ciało kobiety to gleba, prezerwatywy są złe, a dziewczynki wolniej myślą (Cytaty z podręcznika)
Nie jestem żadnym religijnym radykałem, bo nie w tym rzecz. Po prostu jako matka uważam, że moje dziecko poradzi sobie bez nauki technik masturbacji albo nakładania prezerwatywy na banana. W niektórych szkołach naprawdę tak to wygląda.
Edukacja musi być dostosowana do wieku i wrażliwości, a z tym moim zdaniem jest największy problem. Lepiej więc tego całkowicie zakazać. Niech rodzice wezmą to na siebie, bo to my odpowiadamy za wychowanie naszych pociech.
Nie rozumiem tej całej histerii.
Natalia
Zobacz również: Masturbacja niezgodna z prawem, a środowiska LGBT „kłamią, oszukują i deprawują”. Tak twierdzi kurator oświaty