Jestem przerażona dyskusją na temat zamknięcia kościołów. Według mnie mówią o tym głównie przeciwnicy religii i nie są w tym zbyt racjonalni. Jako przykład podają Japonię, gdzie jakaś kobieta była na mszy i zaraziła kilka osób.
Zobacz również: Wszyscy odradzają mi zagranicznych wakacji. Straszą, że wrócę z koronawirusem
Z tego co wiem, to wirus rozprzestrzenia się też w szpitalach i samolotach, a jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, żeby coś z tym zrobić. Wiecie dlaczego? Bo to niewykonalne. Tak samo jak pomysły o odwołaniu wszystkich mszy.
Nie wiemy, ile będzie trwała epidemia, a w trudnych czasach wielu ludzi potrzebuje pocieszenia duchowego.
Ja znajduję go przed ołtarzem i dlatego mogę powiedzieć za siebie: cokolwiek by się nie działo, to nie zrezygnuję z coniedzielnego nabożeństwa. Może nawet będę pojawiała się tam jeszcze częściej. To mnie uspokaja i daje siłę.
Zobacz również: Szkoły zamknięte, a ja nie mam z kim zostawić 10-letniego dziecka
Nie ma żadnych dowodów na to, że nosiciele z kościoła są groźniejsi od tych w hipermarkecie albo na basenie. Równocześnie jestem za tym, aby starsi ludzie unikali jakichkolwiek dużych skupisk ludzkich, bo oni faktycznie są zagrożeni.
Albo zamykamy wszystko na cztery spusty, albo dajcie nam wybór. Przez telewizor czy radio nie przyjmę komunii, więc nie nazywajcie tego alternatywą. Żyjemy w wolnym kraju, gdzie panuje wolność wyznania.
Koronawirus tego nie zmieni. Rozumiecie?
Adrianna
Zobacz również: Czy w związku z koronawirusem trening na siłowni to dobry pomysł?