Jestem młodą rozwódką i wcale się z tego powodu nie cieszę. Wolałabym mieć pełną rodzinę, ale nasze drogi jednak się rozeszły. Dziecko mieszka u mnie, więc muszę zadbać o jego przyszłość. Normalne, prawda? Ale nie dla wszystkich.
Zobacz również: Jestem bezdzietną rozwódką. Domagam się 20 tys. zł alimentów od byłego męża
Kiedy ktoś słyszy, że kolejny raz walczę o podwyżkę alimentów, to od razu przykleja mi się łatkę zachłannej utrzymanki. Ludzie chyba nie rozumieją, że to nie są pieniądze dla porzuconej żony, ale potomstwa.
W sądzie trzeba wykazać, jak dziecko żyło przed rozstaniem, jego potrzeby i możliwości pozwanego.
Chodzi o racjonalne przesłanki. To nie żadna moja zachcianka, bo o siebie zadbać potrafię. Po prostu śledzę na bieżąco sytuację mojego eks i reaguję. Nie może być tak, że on śpi na pieniądzach, a nam brakuje na przeżycie.
Zobacz również: LIST: „Jestem samotną mamą. Nie pracuję, bo mi się to zwyczajnie nie opłaca”
Tym bardziej, że dziecko zostało przyzwyczajone do takiego, a nie innego poziomu życia. Później tatuś próbował kombinować i wypłacał grosze, ale moim zadaniem jako matki jest zadbanie o interesy potomstwa. Wcale nie o własną wygodę.
Niestety, nastawienie ludzi jest takie, że jak kobieta wyciąga ręce po należne pieniądze, to nie ma wstydu i jest zwykłą pijawką. Wiele razy słyszałam takie komentarze za moimi plecami. Na bezpośredni atak brakuje im odwagi.
Udaję, że spływa to po mnie, jak po kaczce, ale tak naprawdę jest mi bardzo przykro. Nie zasłużyłam na takie komentarze.
Agata
Zobacz również: Ludzie nazywają mnie alimenciarzem. Zdradzę wam, dlaczego nie płacę na dzieci