Człowiek rzadko bierze pod uwagę najgorsze scenariusze. Wydawało mi się, że będziemy na zawsze razem. Może nie był idealny, ale wyjątkowo do siebie pasowaliśmy. Bardzo podobne charaktery, poczucie humoru i plany na przyszłość.
Zobacz również: LIST: „Mój narzeczony nie dostał kredytu na mieszkanie. Podejrzewam, że coś przede mną ukrywa”
No, ale wyszło jak zawsze. Po zaledwie 2 latach z bajki niewiele już zostało i oboje doszliśmy do wniosku, że trzeba się rozstać. Problem w tym, że on niczego na tym nie traci. Znajdzie sobie kolejną, a jego życie jakoś bardzo się nie zmieni.
Ja powoli tracę grunt pod nogami, bo finansowo byłam od niego mocno uzależniona.
Pracuję i zarabiam na siebie, ale to jego działalność pozwalała nam funkcjonować na naprawdę przyzwoitym poziomie. Nagle zostanę ze skromną wypłatą, bez domu, samochodu i innych wygód. Nie wiem, czy wolność jest tego warta.
Zobacz również: „Siedzę w domu i zajmuję się dzieckiem. Chcę, żeby mąż wypłacał mi miesięczną pensję”
Najgorsze jest to, że przed podpisaniem intercyzy nie miałam żadnych wątpliwości. Byłam święcie przekonana, że to najlepsze wyjście. Nikt mi nie zarzuci, że poleciałam na pieniądze, a on też będzie spokojniejszy. Bo tak właśnie było - liczyła się po prostu miłość.
Już nic z niej nie zostało, podobnie jak z naszego "wspólnego" majątku. Tak naprawdę wszystko zawsze było jego, a ja mogłam sobie tylko odłożyć trochę drobnych. Za mało, żeby czuć się bezpiecznie.
Nikt mi nie powie, że to sprawiedliwe. Zrezygnowałam z kilku możliwości, bo chciałam mieć czas dla niego. I teraz widzicie, do czego takie poświęcenie prowadzi. Biedy i ogromnej niepewności.
Alicja
Zobacz również: LIST: „Byłam na bardzo niezręcznej randce. Chłopak na wstępie postawił mi warunek”