Zazdroszczę ludziom, którzy śpią spokojnie i nie muszą się o nic martwić. Sama mam wiele koleżanek, które nie potrzebują żadnej pomocy. Pieniądze od państwa biorą, bo ktoś im je daje, ale same na pewno dałyby sobie radę.
Zobacz również: Domagali się podwyżki 500+. Już wiadomo, czy rząd spełni oczekiwania rodziców
Ja jestem w trochę innej sytuacji, bo 500+ jest dla mnie jak zbawienie. Nie wstydzę się tego powiedzieć głośno: dzięki tym środkom jakoś wiążę koniec z końcem i zapewniam dzieciom znośny byt. Wiem, że nie powinnam.
Nastawienie ludzi jest takie, a nie inne. Od razu wychodzę na ofiarę losu, która wcale nie powinna zakładać rodziny.
Bardzo tego chciałam i zaryzykowałam. Dzięki temu mam moje dwa skarby. Zrobiłabym dla nich wszystko, a miłości przecież nie należy się wstydzić. Boję się tylko, że kiedyś to wsparcie się skończy i nie damy sobie rady.
Zobacz również: „Nazywają mnie 2500”. Elwira ma 28 lat, jest w piątej ciąży i musi się z tego tłumaczyć
Dodatkowe pieniądze pozwalają mi kupować podstawowe rzeczy. Nie muszę wybierać - kto dziś nie dostanie obiadu albo z których podręczników do szkoły zrezygnować. Większość ludzi nigdy nie staje przed podobnymi dylematami.
Ale to nie powód, żeby krytykować tych, którzy radzą sobie gorzej. Z tym jednak różnie bywa, bo kiedy mówię komuś jak ważne w naszym domowym budżecie jest 500+, to w najlepszym razie słyszę śmiech.
Życie ułożyło się tak, a nie inaczej. Chyba dobrze, że moje dzieci nie chodzą brudne i głodne?
Katarzyna
Zobacz również: 500+ to nie wszystko. Będzie kolejna finansowa zachęta do rodzenia dzieci