Urlop macierzyński zleciał bardzo szybko i naprawdę nie rozumiem, dlaczego to się tak nazywa. Już lepiej brzmiałoby "zwolnienie", bo z wypoczynkiem ma naprawdę niewiele wspólnego. Powiem szczerze - ciężko to zniosłam.
Zobacz również: Bezdzietne małżeństwo napisało list otwarty do sąsiadów. Mają dosyć płaczu dziecka
Co z tego, że siedzisz w domu, jak i tak nie wiesz w co ręce włożyć. Dziecko nie dawało mi spokoju. Chyba ma temperament po tatusiu. Byłam wykończona i odliczałam dni, kiedy to się skończy. Chciałam jak najszybciej wrócić do pracy.
Później dowiedziałam się o innej opcji. Na urlopie wychowawczym wcale nie muszę być mamą na pełen etat.
Przedłużyłam sobie wolne, ale teraz wygląda to zupełnie inaczej. Co rano zanoszę malucha do żłobka, gdzie spędza przynajmniej 5-6 godzin. W tym czasie mogę zająć się sobą i zregenerować siły. Tylko, że niektórym to nie pasuje.
Zobacz również: Rodzice noworodka stworzyli regulamin odwiedzin. To 7 rygorystycznych zasad
Słyszałam na swój temat już naprawdę różne rzeczy. Niektórzy mówią wręcz, że jestem oszustką, bo jak nie chcę się zajmować dzieckiem, to nie powinnam być na urlopie. Kompletna bzdura. To jest jak najbardziej legalne i wystarczy sobie sprawdzić.
Ludzie mają mnóstwo do powiedzenia na temat, który ich nie dotyczy. Słyszałam też, że jestem wyrodną matką. Mam czas, ale nie poświęcam go maluchowi. Powinnam z nim być 24 godziny na dobę.
Byłam. I prawie zwariowałam.
Wiktoria
Zobacz również: Ma dosyć zmowy milczenia. W dosadny sposób opisała życie każdej matki