Jestem w trakcie zmiany pracy i wydawało się, że znalazłam idealną opcję. Rozmowa kwalifikacyjna poszła mi bardzo dobrze, więc oddzwonili z konkretną propozycją. Czar prysł, kiedy pojawiłam się w siedzibie firmy, żeby podpisać umowę.
Zobacz również: Najmniej stresujące zawody w Polsce. Taka praca to wieczna sielanka
Dopiero wtedy dowiedziałam się, że oni zaczynają bardzo wcześnie rano. W biurze miałabym być już o 7.00. Szczerze? Wolałabym kilka godzin później i siedzieć dłużej. Dla mnie to nieludzka pora i nie jestem w stanie wtedy myśleć.
Tym bardziej, że mam dziecko w wieku przedszkolnym.
Nawet nie wyobrażam sobie, o której musiałabym wstawać, żeby się ogarnąć i zaprowadzić córkę. Przynajmniej o 5:00, a to już nie jest normalne. Myślałam, że w biurze godziny są bardziej elastyczne i jakoś się dogadamy.
Zobacz również: Tych 2 pytań w czasie rozmowy o pracę każdy się obawia. Są bardzo podchwytliwe
Szefowa na to, że albo zgadzam się na obowiązujące warunki, albo poszuka sobie kogoś innego. Poprosiłam o czas na zastanowienie i kolejnego dnia przyszedł SMS - dziękujemy, oferta nieaktualna. W sumie to żadna strata, bo i tak bym się nie zdecydowała.
Denerwuje mnie podejście niektórych pracodawców. Na Zachodzie jakoś zaczynają o 9 albo później i wszystko działa jak należy. U nas koniecznie trzeba się meldować skoro świt, jakby to coś miało zmienić. Jeśli już, to raczej na gorsze.
Nikt chyba nie myśli trzeźwo o tak wczesnej porze. Mam nadzieję, że wreszcie trafię do firmy, która to rozumie.
Marta
Zobacz również: „Mam 35 lat i puste CV”. Alicja zaczyna późno, ale chce zrobić karierę