Moja siostra jest jednak specyficzna. Najpierw narzeka na to, ile jest roboty przy dziecku i że zupełnie nie ma na nic czasu. Chwilę później ulega zachciance swojego męża i w domu pojawia się pies. Co prawda przygarnięty ze schroniska, więc szacunek. Ale to jednak potwór.
Zobacz również: „Pies sąsiadki to wielkie bydlę. Straszy moje dzieci i załatwia się pod drzwiami”
Oficjalnie jest kundlem, bo w sumie nie wiadomo jaka to mieszanka. Ewidentnie ma coś jednak z amstaffa, a wszyscy wiemy, co to za rasa. Takich zwierząt nigdy nie można być do końca pewnym. Niby potulne, łagodne i bezpieczne, ale wystarczy chwila.
Za dużo się nasłuchałam o różnych tego typu tragediach, żeby teraz siedzieć spokojnie.
Powiedziałam im wprost, że zachowali się bardzo nieodpowiedzialnie. Ich synek ma dopiero 1,5 roku i wiadomo - jak to dziecko. Roznosi go energia, a w tym wieku nie przewiduje się jeszcze konsekwencji swoich czynów.
Zobacz również: Kasjerka nie pozwoliła mi wejść z małym pieskiem. Bojkotuję takie sklepy
Nadepnie psu na ogon, niechcący trąci albo dla zabawy zabierze kość i koszmar gotowy. Groźne rasy mają w sobie wewnętrzny instynkt walki. Na pewno nie dają sobie w kaszę dmuchać. To nie labrador czy inny golden retriever, które mają anielską cierpliwość.
Nie mam nic przeciwko, żeby w domu były zwierzęta, ale trzeba je dopasować do okoliczności. Zawsze mogli przygarnąć jakiegoś małego kundelka, który co najwyżej zadrapie pazurkiem. Ten jest tak wielki, że mógłby pożreć dziecko żywcem.
Wzbudza postrach, a oni nie widzą żadnego zagrożenia. Często zostawiają samego syna z pupilem w pokoju i wierzą, że nic złego się nie wydarzy. Przecież to szczyt głupoty.
Emilia
Zobacz również: W blokach powinien być zakaz posiadania psów. Cuchną i hałasują