Czasami wstydzę się, że tak myślę, ale trzeba spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Kocham moich rodziców, co nie oznacza, że nie widzę ich wad. To dobrzy, ale prości ludzie, którzy nie do końca poradzili sobie w życiu.
Zobacz również: LIST: „Na zakupach przeżywam traumę! Inni kupują markowe rzeczy, a ja te najtańsze...”
Bo jak nazwać sytuację, kiedy nie mają wykształcenia, dobrej pracy i jakichkolwiek oszczędności? Najgorsze jest to, że chociaż bardzo nie chcę, to zaczynam iść tymi samymi śladami. Bieda nie pozwoliła mi np. podjąć studiów, bo trzeba było zacząć zarabiać.
Kariery nie robię, bo bez dyplomu i doświadczenia musiałam złapać się byle czego.
Nie mam do nich żalu, bo na pewno woleliby żyć na lepszym poziomie. Po prostu stwierdzam fakt, że dzieciom z biednych rodzin trudno się wyplątać z tej spirali. Jak się nie wiedzie, to się nie wiedzie przez kolejne pokolenia.
Zobacz również: Po rozstaniu muszę przeżyć za 20 zł dziennie. W lodówce mam tylko światło
Czy gdyby mieli głowę do nauki i interesów, to ja też byłabym inna? Nie wątpię. Widzę moich znajomych, którzy są raczej przeciętni, ale dzięki wsparciu rodziców zachodzą bardzo daleko. Mnie nie dano takich możliwości.
Znacie kogoś, kto wyszedł z biedy i osiągnął spektakularny sukces? Pomijając Hollywood. Pewnie zdarzają się jakieś pojedyncze przypadki, ale zazwyczaj to sprawa dziedziczna. Dzieci wysoko postawionych ludzi robią karierę. Dzieci robotników same zostają robotnikami.
Strasznie to przykre. Zwłaszcza dla mnie, bo mam spore ambicje, a nic nie mogę z nimi zrobić.
Otylia
Zobacz również: LIST: „Biedna rodzina ma żal, że jej nie pomagam. Zarabiam 15 tys. zł, a oni głodują”