Czasami mi się wydaje, że kiedyś było lepiej. Człowiek szedł do sklepu albo na targ i sprzedawcy robili wszystko, żeby zachęcić do zakupu. Częstowali różnymi rzeczami i na pewno źle na tym nie wychodzili. Teraz człowiek nie wie, za co płaci.
Zobacz również: Tak oszukujemy w sklepach. Przyznaje się do tego aż co trzeci polski klient
Ostatnio poprosiłam w masarni, żeby ekspedientka ukroiła mi cienki plasterek kiełbasy. Jeśli mi zasmakuje, to kupię większą ilość. Odmówiła, bo "u nich tak się nie robi". A jak w sklepie samoobsługowym spróbowałam 2-3 cukierki, to od razu afera.
Dano mi wyraźnie do zrozumienia, że mam spadać. Potraktowali jak złodziejkę, która się przyszła najeść.
Planowałam tylko skosztować, zanim wezmę. Akurat jeden smak przypadł mi do gustu, więc chciałam sobie zapakować przynajmniej pół kilo. Nie zrobiłam tego, bo obsługa mnie zaatakowała. Czy ja naprawdę zrobiłam coś złego?
Zobacz również: Muszę prosić klientki, żeby przepuszczały ciężarne w kolejce. Znieczulica
Nic na tym nie stracili. Gdybym nie spróbowała, to bym niczego nie kupiła. A tak planowałam wydać na cukierki kilkanaście złotych. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale to już nie moja wina. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby przyłapali mnie na podjadaniu winogron.
Też je zawsze próbuję, bo nie lubię kwaśnych. Czy cała sieć nagle zbankrutuje, bo wezmę sobie jedną kuleczkę? Strasznie to wszystko przewrażliwione. Należy odróżnić kradzież i objadanie się za friko od degustacji.
Moim zdaniem powinna być możliwa w każdym sklepie.
Beata
Zobacz również: Chciałam tylko sprawdzić odcień podkładu. Ekspedientka na mnie naskoczyła