Dzieci kocha się bezgranicznie i to na pewno nie jest tylko pusty slogan. Przekonałam się o tym dwukrotnie, kiedy rodziłam moje pociechy. 6 lat temu córkę i niedawno syna. Zrobiłabym dla nich wszystko, ale nie jestem bezkrytyczna.
Zobacz również: Jej zdjęcia miały zachęcać do aborcji. Zmarła dziewczynka ze zdeformowaną twarzą
Podobno dla każdej matki jej dzieci są najpiękniejsze na świecie. No to widocznie jestem jakimś wyrodnym rodzicem, bo nie jestem ślepa na ich wady. Wstyd mi za siebie, ale nie potrafię tego zwalczyć. Mam sprawne oczy i nie mogę udawać, że nie widzę problemu.
Córka od początku przypominała swojego ojca, czyli mojego męża. Myślałam, że jej uroda trochę złagodnieje. Nic z tego.
Z roku na rok wygląda coraz bardziej jak on. Kwadratowa szczęka, nieproporcjonalnie duży nos, lekko odstające uszy, krzaczaste brwi... Wiem, jak strasznie to brzmi z ust matki. Dlatego coraz częściej myśle, że nie sprawdzam się w tej roli.
Zobacz również: Bez doczepów, licówek, makijażu i opalenizny. Nie uwierzysz, jak naprawdę wygląda mała miss
Chciałabym się tym nie przejmować i zachwycać się wszystkim, co związane z moimi dziećmi. Są zdrowe i mądre, a to najważniejsze. Jednak każdy zdaje sobie sprawę, jak wygląd jest istotny. Zwłaszcza dla dziewczynki.
Nie widzę w niej słodkiej księżniczki, ale miniaturową wersję męża. Z kolei synek ma bardzo delikatną urodę, co nie jest wcale takie złe. Boję się o nią. Za chwilę zacznie się porównywanie do koleżanek, kompleksy, wyśmiewanie.
To nie jest tak, że z tego powodu jej nie akceptuję. Po prostu przemawia przeze mnie troska. A z drugiej strony mam wyrzuty sumienia, że tak myślę.
Dorota
Zobacz również: Pokazała córeczkę i wylał się na nią ohydny hejt. Jej dziecko nazwali potworem