Jestem świeżo po studiach. Wcześniej pracowałam, ale raczej dorywczo. Od trzeciego roku po kilka miesięcy w knajpie, sklepie, telemarketingu i tak dalej. Teraz mam dyplom, więc szukam czegoś poważniejszego i na stałe.
Zobacz również: Dostaniesz pracę, jeśli PO rozmowie kwalifikacyjnej zrobisz tę niepozorną rzecz
Wysłałam kilka CV do porządnych firm, z którymi naprawdę chciałabym się związać. Stanowiska odpowiednie do mojego wykształcenia. Na razie odezwała się jedna, a kiedy usłyszałam w słuchawce, że wytypowali mnie - zaczęłam skakać z radości.
Długo to jednak nie trwało, bo zadałam niewygodne pytanie.
Na początku rozmowy musiałam powiedzieć coś o sobie, potwierdzić że pasuje mi stanowisko, a pani na to, że świetnie. Nadaję się jak nikt inny, ale żeby formalności stało się zadość, to musimy umówić się na oficjalną rozmowę kwalifikacyjną.
Zobacz również: LIST: „Biedna rodzina ma żal, że jej nie pomagam. Zarabiam 15 tys. zł, a oni głodują”
Już nawet ustaliłyśmy termin, ale na koniec rozmowy zapytałam o wynagrodzenie. Poprosiłam o podanie chociaż widełek, żebym wiedziała czego się spodziewać. Ona stwierdziła, że to chyba za wcześnie na szczegóły. To zależy, bla bla bla. I nie odpowiedziała.
Próbowałam grzecznie na niej wymusić, żeby cokolwiek mi zdradziła. Przecież nie wiem, czy idę do pracy za 1500, a może 5000 zł na rękę. Usłyszałam, że chyba jestem zbyt niecierpliwa i roszczeniowa, dlatego już mnie nie chcą.
Spotkanie zostało odwołane, a pani rozłączyła się, kiedy jeszcze do niej mówiłam. Bezrobocie niby coraz niższe, a dalej traktują ludzi jak śmieci.
Aneta
Zobacz również: Zbyt piękna, żeby pracować. Z powodu urody podobno nikt nie chce jej zatrudnić