Długo miałam problem ze znalezieniem sobie kogoś odpowiedniego. Nie chcę generalizować, ale większość facetów myśli tylko o jednym. Wokół mnie sami wulgarni pozerzy, a ja marzyłam o kimś wartościowym. Wreszcie się udało, a przynajmniej tak myślałam.
Zobacz również: LIST: „Przy płaceniu rachunku zabrakło mu pieniędzy. Kolejnej randki już nie będzie!”
Miał być zupełnie inny. Cichy, spokojny, raczej wycofany, ale przy tym bardzo kulturalny i zabawny, kiedy trzeba (nie lubię ludzi, którzy na siłę próbują być cały czas śmieszni). Było jeszcze za wcześnie, by rozmawiać o poglądach i wyznawanych wartościach, ale sprawiał świetne wrażenie.
Do ostatniej randki, która odbyła się w piątek. Niby idealny termin, bo początek weekendu, a jednak strasznie mi podpadł.
To nie było spotkanie w restauracji, ale u niego w mieszkaniu. Stwierdził, że sam coś przygotuje, bo uwielbia gotować. Ma też spory taras, gdzie ustawił grill elektryczny, więc miałam się czuć prawie jak na ognisku.
Zobacz również: Skreśliłam chłopaka po tym, co zrobił przy stole. To była pierwsza i ostatnia randka
Mieszkanie czyściutkie, wszystko pięknie przygotowane, a jednak zgrzyt. Dawałam mu wyraźnie do zrozumienia, że jestem osobą wierzącą. Zupełnie nie wziął tego pod uwagę. Największą atrakcją miały być wielkie steki z marynatą jego autorstwa.
Super, fajnie, ale nie w piątek. To dzień tygodnia, który od zawsze kojarzy mi się z postem. A przynajmniej rezygnacją z mięsa. W domu zawsze podawano wtedy pierogi z owocami, naleśniki albo jakieś warzywa. A tu wielki, ociekający krwią kotlet.
Najgorsze jest chyba to, że poczuł się urażony, gdy odmówiłam spróbowania. Myślał, że zmienię dla niego przekonania, bo przecież post to jakaś bzdura. I co ja mam teraz zrobić? Ewidentnie na tej płaszczyźnie się nie dogadamy, a to fatalnie wróży.
Anna
Zobacz również: Po nieudanej randce wytknął dziewczynie 15 błędów. To powinna w sobie zmienić