To nie jest tak, że mam jakieś twarde poglądy w tych kwestiach i poszłam na spotkanie z myślą: pokażę mu jaka jestem silna i niezależna. Absolutnie nie. Wszystko zależy od sytuacji. Czasami faceci płacą za mnie na randkach, czasami ja za siebie, zdarzyło mi się nawet za całość.
Zobacz również: „Nie umawiam się na drugą randkę z dziewczyną, która za siebie nie płaci. To wyzysk!”
Wszystko wychodzi w praniu i zależy od okoliczności. Tym razem stwierdziłam, że lepiej będzie wyciągnąć portfel. Chłopak fajny i nawet z potencjałem, ale nie byłam pewna, czy to on będzie chciał się jeszcze umówić. Wolałam mieć czyste konto.
Strasznie kręcił nosem, ale bez przesady. Kiedy przyszła kelnerka, to po prostu zrobiłam swoje.
Zagotował się i juz wtedy czułam, że może wybuchnąć. No i się doczekałam. Zamiast stwierdzić "nie trzeba było" albo "następnym razem ja stawiam", to zaczął mi dogadywać. Jeszcze nie wiedział, że nie pozwalam sobie na takie teksty i od razu go kontrowałam.
Zobacz również: LIST: „Przy płaceniu rachunku zabrakło mu pieniędzy. Kolejnej randki już nie będzie!”
Wtedy wpadł już w totalny amok. Wstał, nazwał mnie głupią lewaczką, komunistką i feminazistką z wąsem. O ile pamiętam, to o polityce i moich poglądach nie rozmawialiśmy. Najwyraźniej płacenie za siebie to przejaw kobiecego wyrachowania. Dodam tylko, że wąsika nie mam.
Strach pomyśleć, że ja naprawdę chciałam się z nim dalej umawiać. Wydawał się bardzo w porządku. Mój pierwszy lepszy sprzeciw i od razu szambo wybiło. Całe szczęście. Na osobności mógłby mi jeszcze przylać, taki z niego dumny macho.
Także polecam wziąć ze mnie przykład. Ten drobny gest potrafi sporo powiedzieć o facecie.
Jowita
Zobacz również: Chciała, żeby zapłacił za nią rachunek na randce. Odpowiedź chłopaka zwaliła ją z nóg