Nie jest to jakieś bardzo ambitne zajęcie, ale mi pasuje. Szukałam czegoś dorywczego, żeby coś zarobić i przetrwać do końca września. Po wakacjach zacznę kolejny rok studiów i czasu będzie mniej. Zobaczyłam na osiedlowym warzywniaku ogłoszenie o pracę i się zgłosiłam.
Zobacz również: Sprzedawcy mają dość chamskich klientów. Na drzwiach sklepu wywiesili dosadny apel
Godziny mi pasują, pensja nie jest najgorsza, blisko domu, więc niezła opcja. Jednak do czasu, kiedy zaczęłam obsługiwać klientów. A raczej to oni zaczęli obsługiwać się sami, bo w takich miejscach ludziom puszczają hamulce.
Jestem tam od tygodnia i naoglądałam się naprawdę dziwnych rzeczy. Oni nie mają wstydu.
Podstawowy grzech to macanie wszystkiego, co sprzedajemy. Chwytają pomidory albo jabłka, ściskają, wbijają paznokcie. Ostatnio widziałam kobietę, która lizała winogrona. Zdarzają się też bezczelni złodzieje.
Zobacz również: „Klienci powinni o tym wiedzieć”. Poznaj największe tajemnice kasjerów
Towar ginie w zastraszającym tempie. Klient jest w stanie zwędzić bakłażana albo główkę czosnku. Są też kombinatorzy, którzy dorzucają sobie towar już po zważeniu i zapłaceniu. Czasami reaguję, ale musiałabym ciągle straszyć albo wzywać policję.
Na porządku dziennym jest też degustowanie owoców. Zazwyczaj robią to bez pytania, a jak poproszą i pozwolę - zazwyczaj i tak niczego nie kupują. Przychodzą się najeść. Wszystko to brzmi śmiesznie, ale jest strasznie żenujące.
Aż tak nisko upadliśmy jako społeczeństwo? Teraz sama unikam zakupów w takich miejscach. Wolę szczelnie zapakowane warzywa i owoce z marketów.
Aneta
Zobacz również: Klientka zrobiła TO na środku sklepu. Właściciel postanowił dać jej nauczkę