Przyznaję się, że o powiększeniu rodziny na razie nie myślałam. No, ale stało się i trzeba jakoś się z tym zmierzyć. Kiedy tylko dowiedziałam się o ciąży, zaczęłam się zastanawiać nad cesarką. Wiem, że to ciężka operacja i długo dochodzi się do siebie, ale mniej mnie to przeraża, niż naturalny poród.
Zobacz również: Zdradziły, jak boli poród bez znieczulenia. „Krzyczałam, żeby mnie dobili!”
Wtedy do akcji wkroczył mój chłopak, czyli ojciec naszego dziecka. Od razu nie spodobał mu się ten pomysł. Według niego to pójście na łatwiznę i nic dobrego z tego nie wynika. Ani dla maleństwa, ani dla matki. W nerwach powiedział nawet, że jak to zrobię, to "sama sobie będę wychowywała".
Ok, może ma trochę racji. O cesarskim cięciu zapomniałam i rodzę tradycyjnie.
No, ale tu znowu pojawia się problem. Kiedy byliśmy razem u lekarza, to ten wspomniał o możliwych sposobach znieczulenia. Mój wspierający partner stwierdził, że ja niczego takiego nie potrzebuję i wyszedł. Mimo wszystko obgadałam ze specjalistą szczegóły.
Zobacz również: LIST: „Poród przez cesarkę to żadne narodziny. Raczej WYDOBYCINY!”
Później oczywiście czekała mnie dyskusja w domu. On uważa, że znieczulenie to też pójście na łatwiznę. Kobieta nie czuje, że rodzi i później jest gorszą matką, bo tego nie docenia. Jak urodzę na żywca, to na pewno lepiej sprawdzę się w tej roli.
Zaniemówiłam. Oczywiście nie mam zamiaru go w tej kwestii posłuchać, ale jeszcze tego mi brakowało. Nie dość, że nieplanowana ciąża, to jeszcze ciągłe awantury. Jak taki mądry, to niech da się pokroić bez znieczulenia.
Z takimi poglądami to on raczej nigdy nie będzie dla mnie wsparciem.
Eliza
Zobacz również: Szpital z Poznania promuje naturalne porody. W taki sposób, że... odechciewa się rodzić