Uczciwie przyznaję, że nie mam szczęścia do facetów. Kilku było, niektórzy nawet z potencjałem, ale wszyscy mieli jedną wadę - nie do końca akceptowali moją niezależność. Albo mieli kompleksy, bo ja jestem lepiej wykształcona i lepiej zarabiam.
Zobacz również: LIST: „Moi znajomi mają po 30 lat i ciągle wynajmują mieszkania. To kalectwo”
Trudno, pozostaje mi szukać dalej albo ułożę sobie życie w pojedynkę. Problem w tym, że pojawiły się pewne przeszkody zupełnie niezależne ode mnie. Chodzi o kupno mieszkania. Bardzo chcę mieć własne, bo na wynajem wydałam już majątek.
Nie przesadzam. Mieszkam u kogoś od prawie 10 lat. Średnio 1500 zł. Pomnożyć razy 120 miesięcy i aż się robi słabo.
Niestety, chcieć to nie zawsze móc. Już trzy razy występowałam o kredyt i właśnie kolejny raz mi odmówiono. Jestem pewna, że to nie kwestia możliwości finansowych. Banki zwyczajnie dyskryminują singli!
Zobacz również: Teściowie nie chcą się dorzucić do kupna mieszkania. Moi rodzice nam pomogli
Moi znajomi nie mieli żadnych kłopotów. Wystarczyło, że byli po ślubie i wręcz wciskano im pieniądze. Zarabiając mniej ode mnie. Ja muszę obejść się smakiem, bo jestem niezależną kobietą. Zarabiam ok. 4 tysięcy złotych netto, więc to nie jest mało. Mam też wkład własny, stałą umowę i tak dalej.
Nikt mi tego oficjalnie nie powiedział, ale przeszkodą jest mój stan cywilny. Banki wierzą, że małżonkowie lepiej sobie radzą ze spłatą, bo jak jedno straci pracę, to drugie jakoś da radę. To nonsens. Według tego powinnam wziąć szybko fikcyjny ślub i sprawa będzie załatwiona.
Jako panna czuję się kobietą gorszej kategorii. Pogardza mną państwo, które wyciąga z kieszeni podatki, ale w żaden sposób nie pomaga, a teraz jeszcze bank.
Joanna
Zobacz również: Córka ma żal, że nie kupiłam jej mieszkania i przeze mnie musi spłacać kredyt