Zaczynam wierzyć w to, że z kobietami po porodzie dzieje się coś niedobrego. Może to kwestia zmian hormonalnych, a może złego stanu psychicznego, ale one w większości wariują. Jedna z moich najbliższych przyjaciółek jest na to najlepszym dowodem.
Zobacz również: LIST: „Kanar wlepił mi mandat za brak biletu, choć jestem w zaawansowanej ciąży”
Urodziła 2 miesiące temu i od tego czasu katuje wszystkich znajomych zdjęciami malucha. Zaczęło się na porodówce, a później było już tylko gorzej. Przynajmniej kilkanaście fotek dziennie ląduje na jej Facebooku. Coś tam czasem polubię, ale raczej z litości, niż zachwytu.
Przez tych kilka tygodni nasz kontakt ograniczał się do Internetu. Tylko raz ją na chwilę odwiedziłam.
Teraz wreszcie udało się spotkać na dłużej i dostałam od niej reprymendę. Jej zdaniem nie zachowuję się jak prawdziwa przyjaciółka, bo nie lajkuję jej fotek. Skoro dalsze koleżanki to robią, to ja tym bardziej powinnam. W końcu to dla niej ważne.
Zobacz również: LIST: „Przewinęłam dziecko na stole w restauracji. Nie mam sobie nic do zarzucenia”
Poczułam się tak, jakbyśmy cofnęły się do podstawówki. Myślałam, że dorosłe kobiety nie mają takich absurdalnych problemów. A jednak... Zapytała mnie, dlaczego nie cieszę się jej szczęściem. Odpowiedziałam, że jestem zachwycona i jej kibicuję. Bez lajków podobno się nie liczy.
I teraz naprawdę nie wiem, co mam zrobić. Mam dość oglądania tego dziecka. A z drugiej strony nie chcę stracić dobrej znajomej. Wierzę, że wreszcie jej to przejdzie i znormalnieje. Zmuszanie do klikania "lubię to" mimo wszystko uważam za idiotyczne.
Mówi się, że ciąża to nie choroba. Ale początki macierzyństwa już chyba tak...
Monika
Zobacz również: LIST: „Nie będę karmiła piersią. Chcę mieć nadal jędrny biust, a nie obwisłe wymiona”