Jestem ostatnią osobą, która zmuszałaby kogokolwiek do robienia czegoś wbrew sobie. Kiedy ktoś mnie odwiedza, to nie stoję nad nim w przedpokoju, żeby ściągnął buty. Kulturalny człowiek wie, że powinien to zrobić. Zwłaszcza, gdy na zewnątrz jest brzydko i mokro.
Zobacz również: LIST: „Nienawidzę przyjmować gości! Wchodzą w butach, z pustymi rękami, wybrzydzają...”
W razie czego mam też kilka par kapci hotelowych. Jednokrotnego użytku, więc nikt mi nie zarzuci, że zarażam grzybicą. Ale szkoda, że nie wszyscy potrafią się tak zachować. Po ostatnim spotkaniu ze znajomymi moje mieszkanie wygląda jak chlew.
Zaprosiłam kilka osób i żadna nie pomyślała o ściągnięciu butów.
Nawet nie przystanęli, tylko od razu wpakowali się do salonu. Chyba nie muszę dodawać, że wcześniej przez kilka godzin odkurzałam, ścierałam półki i myłam podłogi. Po chwili dom wyglądał gorzej, niż wcześniej. Z przerażeniem patrzyłam, co spada im z butów.
Zobacz również: Zaprosiłam do domu gości i natychmiast tego POŻAŁOWAŁAM
Błoto, wilgoć, kamyki, jakieś śmieci. Mój jasny dywan nadaje się po tym spotkaniu do wyrzucenia. Przez cały czas udawałam, że mnie to nie rusza, ale w środku się gotowałam. Tylko czekałam, aż wyjdą i znowu chwycę za mopa. Uwielbiam tych ludzi, ale jestem strasznie wściekła.
Skoro bliskie osoby tak się zachowują, to strach zapraszać dalszych znajomych. I pewnie ktoś mi powie, że wymyślam, bo w innych krajach nikt butów nie ściąga. Może to i prawda, ale wypadałoby je wcześniej porządnie wytrzepać i wyczyścić.
Czuję się zbrukana, jak ta brudna podłoga. Okazali zupełny brak szacunku i prędko ich znowu nie zaproszę.
Ewa
Zobacz również: Irytuje mnie, kiedy ktoś każe mi ściągać buty w swoim domu. Nie róbcie tego! Ewelina