Nigdy nie miałam żadnych przykrych doświadczeń ze zwrotami kupionych rzeczy. Zazwyczaj załatwiałam sprawę od ręki. Tylko raz czekałam 2 tygodnie na reklamację dziurawych butów, ale ostatecznie oddali mi kasę. Byłam pewna, że tym razem będzie podobnie.
Zobacz również: Klientka wściekła na rozmiarówkę sklepu. Przymierzyła ciuchy z Internetu i nie mogła uwierzyć własnym oczom
Dla odmiany pękła mi sukienka. Gdyby to była jakaś szmatka za 50 zł, to pewnie dałabym spokój. Ale chodzi o kreację za prawie cztery stówki i tak łatwo nie odpuszczę. Rozerwała się po pierwszym użyciu i na pewno nie miałam na to żadnego wpływu.
Po prostu była źle zszyta i udowodniłam to we wniosku. Nie dali wiary i winą obarczają mnie.
Myślałam, że pokażę usterkę i od razu zaproponują wymianę albo zwrot pieniędzy. Zamiast tego zbywali mnie przez kilkanaście dni. Kazali wypełnić formularz, a sprzedawczyni od początku kręciła nosem. Wreszcie do mnie zadzwonili. Proszę odebrać sukienkę, bo my nic na to nie poradzimy.
Zobacz również: H&M znowu musi tłumaczyć się z rozmiarówki. Blogerka plus size nie zmieściła się w spodnie
W sensie - mam wziąć z powrotem do domu rozerwaną kieckę. Reklamacja nie została uwzględniona, ponieważ "szkoda powstała w wyniku nieprawidłowego użytkowania". Stwierdzono, że na siłę wcisnęłam się w za mały ciuch i to jedyny powód usterki. Tylko ładniej to ujęli w słowa.
Jestem zszokowana. Uważam to za niesprawiedliwe i dyskryminujące.
Ta sukienka pękłaby każdemu. Nawet gdyby na mnie wisiała. Krągłości nie mają nic do rzeczy, kiedy szew jest źle poprowadzony. Konsultowałam to ze znajomą krawcową i ona nie miała wątpliwości. Nitka kilka milimetrów od granicy materiału to przepis na katastrofę. Zastanawiam się, co ja mam w tej sytuacji zrobić. Nie mogę tego odpuścić, bo jestem niewinna. Najłatwiej wszystko zrzucić na moją nadwagę.
Karina
Zobacz również: LIST: „Sieciówki dyskryminują klientki z moją figurą. O rozmiarze 46 mogę zapomnieć”