Zawsze wydawało mi się, że mam dobry kontakt z moją córką. Nie jestem staromodną mamą, która nie rozumie współczesności. Mam liberalne poglądy i można ze mną o wszystkim porozmawiać. Tym bardziej się dziwię, że ona pielęgnuje w sobie żal do mnie i dopiero teraz o tym mówi.
Zobacz również: Nigdy nie urządzaj mieszkania w ten sposób. Wszyscy się z tego śmieją
To samodzielna kobieta. Pracuje, zarabia, dwa lata temu wyszła za mąż, a po roku urodził im się synek. Wzięli kredyt, kupili mieszkanie i jakoś sobie radzą. Oczywiście bez fajerwerków, bo wciąż są na dorobku. Uważam jednak, że nie mają na co narzekać.
Okazuje się, że poza jednym. Córka w przypływie emocji wygarnęła mi, że przeze mnie musi spłacać kredyt.
Tak, 30 lat spłacania rat to moja wina, a nie tego, że być może za mało zarabia albo nie potrafiła się inaczej ustawić. Według niej to oczywiste, że rodzice powinni zapewnić dzieciom lokum. Do najbiedniejszych nie należymy, więc spokojnie z mężem mogliśmy to udźwignąć.
Zobacz również: LIST: „Sąsiadom przeszkadza moje płaczące dziecko. Mszczą się w perfidny sposób”
W życiu nie słyszałam niczego bardziej absurdalnego. To byłoby wręcz niewychowawcze - już ja znam te rozpieszczone dzieciaki, które wszystko dostają i o nic nie muszą się martwić. Poza tym, nie jesteśmy milionerami, żeby kupować mieszkania za gotówkę.
Może według niej to my powinniśmy się zadłużyć? Nie chcę w to wnikać, bo jest mi naprawdę przykro. Jako przykład podała kilku znajomych, którzy odziedziczyli mieszkania albo dostali je w prezencie ślubnym. Ona nie i to jest skandal. Przez skąpych rodziców musi teraz płacić raty i tak prawie do 2050 roku.
Chętnie bym ją przeprosiła, gdybym tylko wiedziała za co...
Hanna
Zobacz również: LIST: „Siostra odziedziczyła mieszkanie po babci. Jest urządzona do końca życia, a ja zostałam z niczym!”