Nigdy bym nie pomyślała, że znajdę się w tak złej sytuacji. Jeszcze kilka tygodni temu niczego mi nie brakowało. Miałam fajne mieszkanie, świetnego faceta, bywaliśmy na mieście, robiliśmy zakupy bez patrzenia na ceny. Dziś w lodówce mam już tylko światło i na wszystko mi brakuje.
Zobacz również: LIST: „Na zakupach przeżywam traumę! Inni kupują markowe rzeczy, a ja te najtańsze...”
Musieliśmy się z dnia na dzień rozstać. A mówiąc wprost, to wyrzuciłam go z domu, bo przyłapałam go na zdradzie. Od dawna miałam podejrzenia, że flirtuje z innymi na aplikacjach randkowych. Teraz to się potwierdziło i nie było innego wyjścia.
Nie jestem jedną z tych, która wybaczy i ponownie zaufa. Tacy kolesie nigdy się nie zmieniają.
To oznaczało dla mnie nie tylko koniec związku, ale też dramatyczne pogorszenie się sytuacji materialnej. Zostałam w wynajętym mieszkaniu, za które płaciliśmy wspólnie. Nagle wszystkie rachunki spadły na mnie i nie mogę się pozbierać.
Zobacz również: LIST: „Żalicie się, że zarabiacie 1200 zł? Same jesteście sobie winne!”
Na początku miesiąca zapłaciłam wszystko i zostało mi 600 zł na przeżycie. To około 20 zł dziennie, żeby się najeść, ubrać, dojechać, umyć się i tak dalej. Rozglądałam się już za czymś tańszym, ale to i tak jest dość tania kawalerka. Mieszkanie dzielone z kimś obcym odpada.
Raczej tu zostanę, a to oznacza najbliższe lata w nędzy.
Chyba, że kogoś sobie znajdę albo dostanę podwyżkę, ale na razie się nie zapowiada. Pracę dopiero co zmieniłam, a na nowy związek długo nie będę gotowa. W najgorszym razie musiałabym wrócić do swojej miejscowości i zamieszkać z rodzicami. Ale chyba wolę klepać biedę i nadal być niezależna...
Iza
Zobacz również: Wyglądam jak kocmołuch, bo zarabiam tylko 2000 zł