Liczę się z tym, że zostanę nazwana wariatką. Poprzewracało mi się w głowie, mam chore oczekiwania i ogólnie nie powinnam się odzywać. Ale tym bardziej to zrobię. W przeciwieństwie do niektórych, ja nie uważam Polski za jakiś zacofany kraj, w którym nie może być nowocześnie.
Zobacz również: Zdradzę Wam, dlaczego nie przyjaźnię się z mięsożercami. Dla mnie to nie są ludzie
Może, a nawet powinno. Podejście do różnych diet jest tego oznaką. Dlaczego w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Francji każdy może jeść po swojemu i nikt nie każe mu głodować? Bo tam dbanie o zdrowie nie jest postrzegane jako fanaberia. U nas oddychamy smogiem i jemy tłustą wieprzowinę - to jest normalne.
Przekonałam się o tym zapisując syna do szkoły. Od września nie może chodzić na obiady, choć powinien.
Sprawa rozbija się o to, że tradycyjna stołówka serwuje wszystkim to samo. Nie można wybrzydzać. Składniki marnej jakości i żadnego urozmaicenia. Ciągle tylko kopa ziemniaków, zupa z kapusty i świnia przerobiona na różne kotlety, zrazy, klopsiki. Wszystko na zwierzęcym tłuszczu.
Zobacz również: LIST: „Nie będę karmiła piersią, bo jestem weganką. Mleko ludzkie nie różni się od krowiego”
Co ma zrobić uczeń wegetarianin? Głodować albo przynosić sobie jedzenie z domu. Tak niestety musimy robić, choć zastanawiam się nad zamówieniem cateringu, który dostarczałby mu obiad na świetlicę.
Rozmawiałam z nauczycielami, dyrekcją, główną kucharką i nic.
Widzę, jak na mnie patrzą. Jak na jakąś szurniętą. Skoro 200 dzieci może jeść mięso, a tylko jedno wybrzydza, to my jesteśmy nienormalni. A prawda jest taka, że rodziny wege po prostu musiały z tego zrezygnować i siedzą cicho. Nie rozumiem systemu. W więzieniu możesz poprosić o dania wegańskie albo koszerne, a szkoła dyktuje warunki.
Barbara
Zobacz również: Jestem weganką, a nie psychopatką. Przestańcie mnie tak traktować!