Możecie mnie nazwać materialistką. Pewnie coś w tym jest. Ale chyba bardziej chodzi o to, że lubię czuć się doceniana. Kiedy ktoś ma mnie w głębokim poważaniu, to trudno, żebym darzyła go jakąś wielką sympatią. W czasie wesela zawartość koperty to ważny gest.
Zobacz również: Poszłam na ślub z pustą kopertą
Zawsze głośno powtarzałam, że konkretna kwota nie ma znaczenia. Ale też nie twierdziłam, że można pójść z gołymi rękami albo ofiarować parze młodej drobniaki. Trzeba jednak pokazać gest i dobre wychowanie. Właśnie z tym mam największy problem.
Pomimo upływu czasu nadal pamiętam, kto i ile nam dał. Do niektórych mam żal.
Spotykam tych ludzi regularnie, bo to w końcu członkowie naszych rodzin albo znajomi. Z tyłu głowy zawsze jest: o, to ta, co złamanego grosza nie dała. Albo: kolejny raz zmienia samochód, a nam poskąpił. Wiem, że to tragicznie brzmi, ale taka jest prawda.
Zobacz również: Młoda mężatka zdradza, ile pieniędzy znalazła w kopertach od gości. Do niektórych ma żal
Nie czepiam się osób, które faktycznie nie mają. Chodzi mi wyłącznie o tych zwyczajnie skąpych. Ze świetną pracą, ładnym domem, wakacjami w tropikach. A do nas przyszli się najeść i napić za darmo. Bo trudno uznać, że 100 zł od majętnej pary to godna zapłata.
Mam wrażenie, że nie tylko ja tak myślę. Inni boją się jednak o tym głośno mówić.
Czy tak trudno zrozumieć, że organizacja wesela kosztuje? Że młoda para potrzebuje trochę gotówki na start, a nie długów? Ja zawsze daję tyle, na ile tylko mnie stać. Choćbym miała sobie potem odmawiać. Tak się buduje dobre wrażenie.
Marzena
Zobacz również: Cały Internet huczy o weselu, na którym... goście muszą zapłacić za transport, nocleg i jedzenie!