Chociaż nie chciałabym żyć w dawnych czasach, to jednak czegoś pokoleniu naszych rodziców zazdroszczę. Oni nie musieli brać wielkich kredytów. Mieszkania zazwyczaj dostawali za darmo albo kupowali za grosze. Państwo dbało pod tym względem o obywateli.
Zobacz również: Siostra chce ze mną walczyć o mieszkanie po babci. Nie szanuje woli zmarłej!
Teraz młody człowiek nie ma wyjścia i musi się zadłużyć na kilkadziesiąt lat. Chyba, że ktoś odziedziczy po dziadkach, ale ja nie miałam takiego szczęścia. Jako młode małżeństwo wchodzimy w życie z ogromnymi długami i to nie daje mi spokoju.
Mieszkanie już wypatrzyliśmy i niedługo mamy sfinalizować zakup. Teraz wszystko rozbija się o to, jak to sfinansujemy.
Od kredytu nie uciekniemy, ale chcemy mieć jak największy wkład własny. Z własnych oszczędności przekazaliśmy na ten cel prawie 20 tysięcy złotych. Kolejne 30 dorzucili moi rodzice w ramach prezentu ślubnego. Tata sprzedał niedawno ziemię, więc mieli wolne środki.
Zobacz również: Zorganizowałam wesele na kredyt. Za 70 tys. zł, których nie miałam...
Bardzo liczyłam na to, że teściowie też coś dorzucą. Na biednych naprawdę nie trafiło, bo są właścicielami dużego przedsiębiorstwa. Mąż był przekonany, że możemy liczyć przynajmniej na 50 tys. Do tej pory nie dostaliśmy ani grosza i na nic się nie zanosi.
Doskonale znają sytuację i wiedzą, że czas nas goni. Żadna propozycja nie padła.
Jasne, to ich pieniądze i decyzja, ale dlaczego nie chcą pomóc własnemu synowi? Tym bardziej, że mają spore oszczędności. Firma przynosi też duże zyski. Dla nich takie pieniądze to drobniaki. Prosić się nie zamierzam, ale mam do nich żal. Tak się nie robi.
Iza
Zobacz również: LIST: „Jestem najstarszą wnuczką i mieszkanie po babci należy się mnie. Będę walczyć!”