W naszym kraju cały czas funkcjonuje wyidealizowany obraz Matki Polki. Kobieta po urodzeniu dzieci ma im się bezgranicznie poświęcić. Przestaje być osobną jednostką z własnymi potrzebami. Ma spełniać wyłącznie zachcianki potomstwa. Siedzieć w domu 24 godziny na dobę.
Zobacz również: „Moja 4-letnia córka jest wegetarianką. Nigdy nie podałam jej mięsa”
Od zawsze wiedziałam, że nie dam się zagonić do kuchni, bo to nigdy nie była moja pasja. Potrafię gotować, ale szybko mnie to nudzi. Nowa rola w życiu jakoś nie zmieniła mojego podejścia. Mam 2 szkrabów i radzę sobie w inny sposób.
Kupuję im gotowce i tak się żywimy. Chyba, że mama albo teściowa coś nam podrzucą.
Wiem, że takie jedzenie z paczki nie jest może najzdrowsze i najsmaczniejsze, ale przynajmniej szybkie i łatwo dostępne. Wolę otworzyć słoik albo wrzucić gotowe pierogi na patelnię, niż sterczeć godzinami przy kuchence. Staram się wybierać produkty dobrej jakości.
Zobacz również: 18 najgorszych przesądów, w które wierzą polskie matki. Czysty absurd
Dziś we wszystkim jest chemia, więc jakoś mnie nie przekonuje, że to zbrodnia. Gdy zrobię sama rosół, to też nie mam gwarancji, że w mięsie nie było antybiotyków. Warzywa są pryskane. Każda wędlina to konserwanty. Tego nie wiemy i nie widzimy. Skład gotowców chociaż jest jawny.
Od wielkiego święta coś tam sama upichcę, ale kurą domową nigdy nie będę.
Wolę mieć czas na to, żeby wyjść z dziećmi do parku albo realizować własne pasje. Lepiej być szczęśliwym maluchem jedzącym gołąbki ze słoika, niż wspaniale żywionym smutasem, dla którego matka nie ma czasu. Takie jest moje zdanie.
Natalia
Zobacz również: W przychodni zapytano 13-latkę, dlaczego tak przytyła. Matka jest oburzona, a internauci bronią pielęgniarki