Od zawsze mieszkam w blokach. Na różnych osiedlach i piętrach. Palę też od lat, a nigdy nie miałam takiego problemu. Do tej pory moi sąsiedzi byli wyrozumiali. Skoro mam balkon, to nie będę sobie smrodzić w domu. Puszczę dymka kilka razy dziennie i po krzyku.
Zobacz również: LIST: „Moi sąsiedzi rujnują mi życie! Zasikane windy, palenie na klatkach, huk muzyki - Mam tego dość!”
Rozumiem, że czasami wiatr zawieje i trochę dymu dostanie się do mieszkań wyżej. Ale bez przesady. Ja nie robię afery z powodu płaczącego dziecka, szczekającego psa albo chodzenia po klatce w ubłoconych butach. Trzeba się dostosować do reszty.
W nowym mieszkaniu sąsiadka z góry ma na ten temat nieco inne zdanie.
Zaczęło się od ostentacyjnego trzaskania oknami. Żebym usłyszała, że ona tam jest i cierpi. Później przeszła do bezpośredniego ataku - wylewa na podłogę wiadro wody i niby sprząta. Wszystko ścieka do mnie. Akurat wtedy, kiedy siedzę na papierosku.
Zobacz również: Za co sąsiedzi Cię znienawidzą? Mieszkając w bloku NIGDY tego nie rób!
Ostatnio spotkałyśmy się na klatce i mówię do niej spokojnie: jak pani myje podłogę, to u mnie robi się bajoro. Ona na to, że jak ja "bez przerwy kopcę", to ona nie może oddychać. Dodam tylko, że to kwestia maksymalnie 5 papierosów dziennie.
Nie chciałam dyskutować, bo to jednak kobieta w wieku mojej mamy.
Sytuacja jest ciężka. Chciałabym mieć dobre relacje z sąsiadami i z większością mam. Tylko ona taka nerwowa. Palić przecież nie przestanę, bo to lubię. A przed klatkę za każdym razem nie mam zamiaru schodzić.
Olga
Zobacz również: LIST: „Denerwują mnie ludzie mieszkający na blokowiskach. Z nimi jest coś nie tak”