Pierwszy raz w życiu mam na sobie gips. Zdarzały mi się jakieś skręcenia, ale nigdy nie doszło do pęknięcia kości. Aż tu nagle w wieku 26 lat coś takiego. Wysiadałam z autobusu w czasie ulewy. Zauważyłam, że obok pędzi samochód i jak nie ucieknę, to zawartość kałuży wyląduje na mnie. Jakoś tak dziwnie skręciłam, że padłam jak długa.
Zobacz również: Matka domaga się, by pasażerowie komunikacji publicznej USTĘPOWALI miejsca dzieciom
Nie wiedziałam w pierwszym momencie, że to tak poważny uraz. Ręka bolała, ale bez przesady. Po kilku godzinach napuchła i dostałam gorączki. Prześwietlenie pokazało dość poważne złamanie. Na szczęście bez przemieszczenia.
Może to nie koniec świata, ale trudno się funkcjonuje bez jednej sprawnej kończyny.
Z niczym sobie nie radzę, a żyć jakoś trzeba. Normalnie chodzę do pracy, bo jestem zatrudniona w świetlicy. Jak trzeba coś napisać, to koleżanka pomaga. Tylko najpierw muszę się dostać do szkoły. Z oczywistych względów samochód odpada, więc zaczęłam jeździć autobusem.
Zobacz również: LIST: „Zlinczowali mnie w autobusie, bo nie ustąpiłam miejsca starszej pani. Podłość!”
I wiecie co? Jest tak, jak się spodziewałam. Ludzie nie zauważają mojej niepełnosprawności i cierpienia. Siedzą sobie wygodnie, a mnie mają gdzieś. Skoro jedną ręką mogę się złapać poręczy, to jakoś sobie dam radę. Ale co w przypadku, gdy kierowca nagle zahamuje i nie utrzymam równowagi?
Wtedy może mi się stać jeszcze większa krzywda. Naprawdę powinnam siedzieć.
Nie mam śmiałości nikogo prosić o pomoc. Uważam, że myślący i kulturalny człowiek sam powinien ustąpić na widok osoby z gipsem. Bez względu na to, czy chodzi o nogę, czy rękę. To samo z ciężarnymi i staruszkami. Wszyscy mają je gdzieś. A niby to taki chrześcijański naród...
Emilia
Zobacz również: LIST: „Dlaczego mam ustępować miejsca brzuchatym? Przecież ciąża to nie choroba!”