Pozwalam sobie poruszyć dość delikatny temat, bo mam porównanie. Od kilku lat mieszkam w Szwajcarii i dobrze mi się tam żyje. Różnic jest sporo, ale jedna uderza mnie za każdym razem. Chodzi o obsługę w sklepach. W Polsce pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Zobacz również: LIST: „Mam alergię na ekspedientki! Siedzą w tych sklepach jak za karę, są chamskie...”
Nawet nie chodzi mi o to, że tutaj wszystkie sprzedawczynie mają skwaszone miny i gardzą klientami. To przeszkadza, ale może nawet trochę je rozumiem. Klienci też nie są zbyt sympatyczni. Bardziej przeraża mnie ich zupełna niekompetencja w danym temacie.
Idę do sieciówki, perfumerii albo sklepu ze zdrową żywnością, a tam nikt nic nie wie.
W Szwajcarii wygląda to zupełnie inaczej. Kiedy prosisz o pomoc sprzedawcę - ten zasypuje cię informacjami. Widać, że mają szkolenia i sporo czytają. Niektórzy wręcz się fascynują. Pytam o perfumy o konkretnym zapachu - a tu milion propozycji: rzucają nazwami i nutami.
Zobacz również: Klientka zrobiła mi awanturę w sklepie. Bo nie miałam grosika, żeby jej wydać...
Na stoiskach odzieżowych znają się na rozmiarówce, skład ubrań mają w małym palcu, a często też potrafią stylizować. W spożywczym też potrafią doradzić. A co dzieje się nad Wisłą? Głucha cisza. Niech pani sobie przeczyta na opakowaniu, bo ja się nie znam.
Zupełnie nie wiem z czego to wynika. Przecież duże firmy szkolą swoich pracowników.
To chyba bardziej kwestia lenistwa. Skoro to praca na chwilę i mało mi płacą, to nie będę się starała. Ale przecież w bogatszych krajach handel też nie pozwala na zarobienie kokosów. Wszyscy gdzieś zaczynają. Kiedy wracam do ojczyzny, to coraz rzadziej odwiedzam sklepy. Co z tego, że jest taniej, jak obsługa kuleje.
Aleksandra
Zobacz również: Sprzedawcy mają dość chamskich klientów. Na drzwiach sklepu wywiesili dosadny apel