Ucieszyłam się, kiedy rząd zapowiedział wsparcie dla rodziców uczniów. Dzięki temu trochę spokojniej podeszłam do tematu nowego roku szkolnego, a zawsze była to dla mnie ogromna trauma. Chcesz dać dziecku wszystko, co najlepsze, a pieniędzy brakuje. Ciężko mi odmawiać, kiedy syn prosi o nowy plecak i porządne trampki na WF.
Zobacz również: Dominika dziękuje podatnikom za wspaniałe wakacje. Dzięki 500+ urlop spędzi w Meksyku
Tym razem miało być inaczej, bo 300 zł to nie są małe pieniądze. Myślałam, że starczy na wszystko, ale bardzo się pomyliłam. Zakupy zrobiliśmy na ostatnią chwilę i trzeba było jeszcze sporo dołożyć. Kupiłam mu tornister, kilka zeszytów, buty i strój do ćwiczeń, ale gdzie reszta?
Mam wrażenie, że w tym roku wszystko jest o wiele droższe. Nie tylko rzeczy do szkoły, ale na zakupach spożywczych też to widzę.
Pewnie powiecie, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Nachapałam się 500+ i jeszcze więcej bym chciała. A prawda jest taka, że tego świadczenia nie dostaję, bo minimalnie przekroczyliśmy dochód, a dziecko jest jedno. To jedyne tego typu wsparcie, na jakie mogłam liczyć. No i się przeliczyłam.
Zobacz również: Program 5000+ wchodzi w życie. Rodzice dostaną jeszcze więcej pieniędzy
Śmiać mi się chce, jak słyszę o bezpłatnej edukacji w Polsce. Jeśli chcesz, żeby dziecko było schludnie ubrane i posiadało wszystko niezbędne do nauki, to trzeba się bardzo wykosztować. W przeciwnym razie nie da sobie rady albo będzie wyśmiewane przez bogatszych rówieśników.
Cały ten program to jakaś kpina. Moim zdaniem wyprawka powinna wynosić właśnie 500 zł i być wypłacana tylko tym, którzy nie pobierają nic innego. Oni mogą sobie odłożyć nawet kilka tysięcy przez cały rok, a ja nagle mam zrujnowany budżet domowy.
Jeszcze kilku rzeczy synowi brakuje, więc to wcale nie taka sielanka, jak zapowiadali.
Iwona
Zobacz również: Moja mama nigdy nie pracowała, ale urodziła 5 dzieci. Emerytura jej się należy!