To nie jest może moja sprawa, ale dotyczy najbliższej rodziny. Martwię się o siostrę, która chce podjąć chyba nieprzemyślaną decyzję. Razem z mężem zamierzają pójść na kurs dla rodziców adopcyjnych, a w przyszłości przygarnąć dzieci. Nie jedno, ale już mówią o trójce. I wcale nie niemowlaki, ale takie kilkuletnie. Stwierdzili, że ktoś musi im pomóc i to będą oni. Dziwnie się z tym czuję.
Super, że tak się przejmują i nie myślą tylko o sobie, ale moim zdaniem to delikatna przesada. Nikt nigdy nie stwierdził, że któreś z nich jest bezpłodne. Prawdopodobnie siostra bez problemu zaszłaby w ciążę i urodziła własne dzieci. Nie wiem dlaczego rezygnuje z tego cudu i w ogóle nie bierze tego pod uwagę. Tylko adopcja wchodzi w grę.
Czy nie będą tego kiedyś żałować? Ja mam wątpliwości...
fot. Unsplash
Naprawdę współczuję tym dzieciakom. Nawet bym zrozumiała, gdyby mieli już własne potomstwo, a potem zdecydowali się przygarnąć jedną sierotkę. To by było dla mnie normalne. Mogliby pomóc, a przy okazji skosztowaliby takiego tradycyjnego rodzicielstwa. Więzy krwi, geny i te sprawy. Tylko, że oni o tym nie chcą słyszeć. Ich zdaniem jest tyle potrzebujących, że najpierw nimi trzeba się zająć.
Bardzo to szlachetne, ale czy kobieta, która nigdy nie była w ciąży i sama nie urodziła, na pewno będzie dobrą matką? Siostra jest ciepłą i kochaną osobą, ale tu by się przydały hormony. Wiadomo, co się z nami dzieje w tym stanie. Nagle świat staje się inny i liczy się tylko maluszek. Ona tego nie doświadczyła.
Czy bez tego powinna brać na siebie taki ciężar jak trójka jednak obcych dzieci?
fot. Unsplash
Nie wiem co mam o tym myśleć. Nie zniechęcam jej, bo boję się o tym w ogóle mówić. Pewnie bym wyszła na kogoś nieczułego i podłego. Tylko, że ja nie jestem przeciwna adopcji. Dziwi mnie tylko ograniczanie się do tego. Dlaczego zdrowa kobieta miałaby nigdy nie urodzić?
Już pomijam problemy, jakie mogą się pojawić. Tu nie chodzi o noworodki, ale starsze dzieciaki. Na pewno sporo przeszły, mają różne historie, wcale nie muszą się zaaklimatyzować bez problemu. Już jeden taki przypadek to wyzwanie, a co dopiero taka ilość... Boję się, czy oni dadzą radę i na pewno wiedzą, na co się piszą.
Myślicie, że mam prawo z nimi o tym porozmawiać?
Justyna