Wyjdzie na to, że komuś czegoś zazdroszczę i sama jestem spasionym pasztetem, ale zaryzykuję. Jak tak czasami rozmawiam z niektórymi koleżankami, to one mają podobne poglądy. Bo ile można wysłuchiwać, że sport to obowiązek i każdy powinien być fit? Dla mnie to już zakrawa o terror. Wstydem jest nie ćwiczyć. Trzeba się koniecznie katować, żeby wyjść na lepszą, niż się w rzeczywistości jest.
Ja mam odwagę powiedzieć, że nie jestem zbyt wysportowana. Ruch mnie męczy i szybko nudzi. Jaki jest sens robić coś, co nie sprawia nam żadnej przyjemności? Kiedyś próbowałam biegać, ale wszystko mnie bolało, nie mogłam oddychać i po kilkuset metrach chciało mi się wymiotować. To jest ta przyjemność ze sportu? To ja podziękuję.
Nie zazdroszczę tym wszystkim aktywnym laskom. Ja im nawet współczuję!
fot. Unsplash
Bo co to za życie, kiedy ciągle ma się pod górkę? Same sobie wyznaczają jakieś chore cele i potem dążą do nich za wszelką cenę. Wszystko podporządkowują tylko temu, żeby móc się wypocić. Wtedy czują się lepsze od nas, większości dziewczyn, które mają to gdzieś. Wydają setki, jeśli nie tysiące złotych ma modne ubranka do trenowania, rezygnują z życia towarzyskiego i najnormalniej w świecie się męczą.
Ale w jakim celu? Większość z nich wygląda bardzo zgrabnie. Wystarczy się racjonalnie odżywiać, czasem przejść się na spacer i to by im wystarczyło. One muszą bardziej i mocniej. Biegają dziesiątki kilometrów, przygotowują się do maratonów, ciągle sprawdzają tętno, puls, prędkość, nawodnienie... Można oszaleć. Mnie by się nie chciało.
Wolę swoje spokojne i trochę leniwe życie od takiego ciągłego reżimu. Nie mam zamiaru czuć się od nich gorsza.
fot. Unsplash
Czasami wydaje mi się, że taki przesadnie sportowy tryb życia wynika z problemów psychicznych. One chcą się w ten sposób dowartościować i znaleźć jakiś cel w nudnym życiu. Zawsze łatwiej założyć buty i biegać po parku, niż spotkać się z kimś ciekawym, porozmawiać. Niektóre dziewczyny potrafią dużo znieść fizycznie, ale ogólnie to są ograniczone. O czym z kimś takim rozmawiać? Ja bym nie wiedziała.
To jest takie ślepe uleganie modzie. Wypada być fit, więc ja też będę. Nawet jak nie mam predyspozycji i wolałabym się zająć czymś innym. Nie rozumiem takiego nastawienia. Mnie się nie chce, nie ćwiczę, czuję się świetnie, wcale nie jestem gruba. Ktoś chce inaczej – niech się poci, ale bez wzbudzania we mnie wyrzutów sumienia.
Was też denerwują te wszystkie nawiedzone sportsmenki?
Sylwia