Ostatnio przypadkiem natknęłam się na wyznanie dziewczyny, która walczy z bulimią. Przeczytałam i poczułam, że też muszę napisać, bo dłużej nie wytrzymam, żeby dusić to w sobie.
Moja historia jest znacznie gorsza, więc ostrzegam osoby wrażliwe.
Mam 23 lata, moja „historia” zaczęła się w wieku 15 lat, kiedy to najzwyczajniej w świecie, jak każda nastolatka, postanowiłam schudnąć. Nie było tak, że sama chciałam, ale usłyszałam od mamy „masz takie krótkie, grube nogi…”. Wyglądałam najnormalniej w świecie, nogi też miałam proporcjonalne. Pomyślcie, co działo się wtedy w głowie takiej młodej dziewczyny!
Z mamą nigdy nie miałam dobrego kontaktu, NIGDY mnie nie przytuliła, NIGDY nie powiedziała, że kocha. Przeważnie była w pracy, a jak wracała to była (i wciąż jest) bardzo nerwowa i wyżywa się na dzieciach (sytuację w rodzinie mamy stabilną, obydwoje rodzice dobrze zarabiają, niczego nam nie brakuje). Do dzisiaj mam do niej żal o to wszystko. Tata zawsze był gdzieś z boku, w pracy, za granicą, w rozjazdach.
Wracając do historii… Zaczęłam dużo ćwiczyć, mniej jeść, waga spadła. Przy wzroście 170 ważyłam 52 kg. Byłam naprawdę krucha i słaba. Okres zatrzymał mi się na ponad pół roku. A ona była taka dumna, mówiła, to moja córka, ta szczupła. To mnie napędzało, że w końcu mnie zaakceptuje, a miałam zaledwie 16 lat. Niestety, szybko schudłam, więc i nadszedł efekt jojo. Wtedy zaczęłam na przemian głodzić się, objadać, wymiotować. Przyłapała mnie, zauważyła resztki wymiocin w toalecie. Wtedy przestałam, bardzo się przestraszyłam, bo powiedziała, że powie nauczycielom w szkole i wszyscy się dowiedzą….
źródło: Unsplash
Krzyczała, jak zwykle i nasłuchiwała pod łazienką, gdy się kąpałam. Jak dzisiaj o tym myślę, to wciąż chce mi się płakać. Więc zaczęłam jeść. Szybko przytyłam, pod koniec gimnazjum ważyłam już ponad 60 kilogramów. Tamte wakacje były najgorszymi w moim życiu, całymi dniami leżałam w domu, płacząc i rozmyślając, żeby coś sobie zrobić, najlepiej skończyć ze sobą.
Kiedy zaczęłam liceum, było nieco lepiej, poznałam nowych ludzi, zdobyłam przyjaciół. Oczy otworzyły mi się, kiedy „najpulchniejsza” dziewczyna z klasy zapytała, czy możemy iść razem na kontrolne ważenie na początku roku, żeby nam było raźniej. Waga wskazała ponad 70 kg. Wtedy postanowiłam, że schudnę znowu, ale dla siebie. Poszłam do sklepu i kupiłam spodnie w rozmiarze 34/36. Na motywację. Niestety, nie chciało mi się ćwiczyć, więc znowu zaczęłam głodówki. Szłam do szkoły bez śniadania, lunchu. Kanapki na śniadanie rano chowałam w szafie i jadłam po powrocie, razem z obiadem, obżerałam się, czym popadło i wymiotowałam.
Pewnego dnia mama znalazła te spodnie i jak zwykle, krzycząc powiedziała, że ona nie wie czy ja się zmieszczę w rozmiar 40, a co tu mówić o 34/36.
W tygodniu miałam surową dietę. W weekend odpuszczałam, ale po pewnym czasie zaczęłam stosować herbatki i tabletki przeczyszczające. Nawet teraz, kiedy to wspominam, mam odruch wymiotny na myśl o smaku tych herbat. Schudłam i znowu zaczęły się pochwały. Na Wielkanoc rodzinie zaprezentowała się nowa – chuda Ja. Przez resztę liceum bywało różnie, ale generalnie utrzymywałam równą wagę, choć uzależnienie od tabletek pozostało do dzisiaj…
źródło: Unsplash
Na studia wyjechałam z domu, odżyłam, zaczęłam żyć po swojemu. Kupuję to, co chcę, sama gotuję, chodzę na siłownię, dbam o siebie, pracuję. Z zewnątrz wszystko jest super. Podobam się facetom, mam wielu znajomych. Jednak ciągle czuję w środku żal, smutek, samotność, zagubienie, niezrozumienie. Teraz jestem na V roku studiów, i ostatni rok miałam naprawdę ciężki. Ciągła walka z samą sobą. Nie potrafię zbudować normalnego związku. Kiedy tylko jest mi źle, sięgam po jedzenie i albo wymiotuję, albo biorę tabletki. Nie chcę zagłębiać się w szczegóły, ale brzydzę się sama sobą. Nie mam do siebie szacunku, czuję się gorsza od innych, wciąż mam kompleksy. Ciągle szukam wymówki, aby urządzić sobie jedzeniową rozpustę….
Z mamą nadal nie mam dobrych relacji i chyba nigdy nie będę mieć. A ona nie ma pojęcia o tym, że moja choroba i walka trwa już tyle lat… Mam do niej przeogromny żal, ale z nią nie ma szans na normalną rozmowę (proszę, żeby nikt nie pisał komentarzy, że musimy porozmawiać, proszę, uwierzcie, nie da się). Ona sama zaczęła przez ostatnie lata nadużywać alkoholu, pije samotnie w pokoju, i myśli, że nikt nie widzi. Teraz wyglądam normalnie, ale wciąż siebie nie akceptuję, a wyznanie napisałam w nocy, po powrocie z imprezy, na której popłynęłam i zamiast alkoholu po raz kolejny wybrałam jedzenie… Chciałam po prostu komuś o tym powiedzieć. Mówcie co chcecie, ale doceniajmy, to co mamy. Ja się tego uczę. A spodni XS/S nigdy nie założyłam i prawdopodobnie nie założę.
Anonim